Quantcast
Channel: Pejzaż Horyzontalny | Rzepka
Viewing all 408 articles
Browse latest View live

"Ślady krwi" - powieść Jana Polkowskiego

$
0
0
"Ślady krwi"  to niemal sensacyjnie rozwijająca się opowieść o czterech kolejnych pokoleniach rodziny, której koleje poznajemy podczas odzyskiwania i odkłamywania pamięci przez głównego bohatera. Powieść nie została napisana dla prostego pokrzepienia serc. Ale chociaż odkryta prawda boli jeszcze mocniej daje w zamian szansę na jednostkowe i wspólnotowe ocalenie.

Napisana z rozmachem powieść Jana Polkowskiego to niezwykła próba rozmowy z Polakami o ich współczesnej kondycji za pomocą sięgnięcia po ważne składniki narodowej tożsamości – zmagania z niemieckim i rosyjskim totalitaryzmem, doświadczenie absurdalnej rzeczywistości PRL, walka o niepodległość, dramat kolaboracji, pamięć Kresów, dylematy wiary w Boga, ale i bogata tradycja kulturowa – jak choćby opisy Wołynia odsyłające do Pana Tadeusza – to wszystko składa się na wielką, polifonicznie opowiedzianą przygodę polskiego losu. Mimo pesymizmu i wiernego obcowania z polską klęską autor daleki jest od stereotypowego rozmiłowywania się w martyrologii. Pozostaje ironicznym i niezależnym obserwatorem. W tym leży siła "Śladów krwi".

Czytelnicy, którzy poszukują w literaturze poważnej próby zmierzenia się z polskością na serio, a dla  których styl, piękno języka i ciągłość kultury nie są obojętne, na pewno się nie zawiodą!







Jan Polkowski (ur. w 1953 roku)
Pisarz, wydawca i redaktor, ekspert w dziedzinie mediów i komunikacji społecznej. Debiutował w 1978 roku w podziemnym kwartalniku „Zapis”. Poza zasięgiem cenzury ukazały się tomy wierszy: To nie jest poezja (1980), Oddychaj głęboko (1981), Ogień. Z notatek 1982-83 (1983), Drzewa (1987). W niepodległej Polsce opublikował Elegie z Tymowskich Gór ( 2008),  Cantus  (2009), Cień (2010) i Głosy (2012). Laureat nagrody imienia Kościelskich (1983) i Andrzeja Kijowskiego (2010) za twórczość poetycką. Przed 1989 rokiem redagował i wydawał w podziemiu  czasopisma: „Sygnał”, „Arka”, „Świat”,  a także książki (w Krakowskiej Oficynie Studentów oraz w Wydawnictwie ABC). Po 1989 m. in. wydawca i redaktor naczelny dziennika Czas Krakowski, wydawca miesięcznika Film, dyrektor w TVP, redaktor serwisu Portalfilmowy.pl. Za działalność w antykomunistycznej opozycji internowany 13 grudnia 1981 roku, w roku 2008 z tej samej przyczyny odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta.


Opis za Wydawnictwem M

Link:
http://www.wydm.pl/p/1015/%C5%9Blady-krwi


O książce:

"Ślady krwi. Przypadki Henryka Harsynowicza to epicka powieść o pokoleniu Solidarności. To także wielowymiarowa i wielowątkowa opowieść o powojennej Polsce. Sensacyjne przygody tytułowego bohatera, który powraca z niechcianej emigracji, aby trafić w sieć intryg postkomunistycznej Polski, to także  medytacja nad tożsamością człowieka, który pełnię swojej egzystencji odnaleźć może jedynie we wspólnocie. Dotąd znaliśmy Jana Polkowskiego jako wybitnego poetę. Jego debiut powieściowy stawia go w rzędzie wybitych prozaików."

Bronisław Wildstein


 Powieść "Ślady Krwi" zawiera potężny ładunek najnowszej historii Polski. Sięga początku XX wieku i doprowadza do współczesności. W losach rodziny bohatera powieści Henryka, jak w soczewce, odbijają się splątane polskie dzieje. Narracja zaskakuje sensacyjnymi zwrotami. Pisarz odsłania, warstwa po warstwie, mroczne tajemnice dziedzictwa, którym został obarczony bohater powieści. "Ślady krwi" stanowią ambitną próbę literackiej syntezy współczesności. Czyta się z rosnącym zaciekawieniem.

Marek Nowakowski


"Ślady krwi" to jedna z tych polskich opowieści, gdzie losy Polaków nie zmierzają do dobrego zakończenia. Uważny czytelnik dosłyszy w niej jednak tak dobrze znaną z poezji Polkowskiego czystą i krzepiącą nutę wzniosłości. Skończy więc lekturę książki wzruszony wzruszeniem szlachetnym, które jest w stanie wzbudzić tylko bardzo dobra literatura.

prof. Ryszard Legutko


Tomasz Kaczmarek: Nie da się ustrzec przed zdrajcami

$
0
0
Z posłem Tomaszem Kaczmarkiem, znanym powszechnie jako agent Tomek, rozmawia Gabriela Jatkowska

Ile prawdy jest o agencie Tomku w mediach? Nazywany był Pan „bawidamkiem”, „lowelasem”.
Odnosząc się do tych określeń, muszę powiedzieć, że to narracja rozpracowywanych przeze mnie osób. Pani Beata Sawicka, jej obrońcy, jak również Weronika Marczuk, próbowały wpływać w ten sposób na opinię publiczną, jak również na wymiar sprawiedliwości. To zwykłe kłamstwa. W procesie karnym oskarżony może kłamać i taka linia obrony przez te Panie została przyjęta. Obrońcy Beaty Sawickiej i Weronki Marczuk – a przypomnę, że broniła je ta sama kancelaria – przyjęli linię obrony opartą na odbieraniu wiarygodności przedstawicielom organów ścigania. Materiał dowodowy jest w tych sprawach bardzo mocny. Beata Sawicka została skazana, co prawda jeszcze nieprawomocnym wyrokiem sądu, na 3 lata pozbawienia wolności.

Weronika Marczuk już nie.
Sprawa Weroniki Marczuk w mojej ocenie została zamieciona pod dywan. Wykorzystując pewną lukę prawną, prokurator prowadzący tę sprawę  pozbył się materiału dowodowego, jaki CBA dostarczyło.

Jak to się „pozbył”?
Zakwestionował decyzję prokuratora generalnego w związku z wszczęciem kombinacji operacyjnej  - (regulacja zawarta w art. 19 ustawy o CBA).  W momencie, kiedy podważył celowość tych działań, pozbył się wszelkiego rodzaju nagrań z kontroli operacyjnej, nagrań ze spotkań oraz szeregu innych materiałów dowodowych, które wskazywały na przestępcze, łapówkarskie działanie osób związanych ze sprawą prywatyzacji Wydawnictwa Naukowo - Technicznego.

Może Pan zatem czuć satysfakcję z finału tych trzech głośnych akcji, w których brał Pan udział jako agent CBA?
Dlaczego nie? Uważam, że CBA pod kierownictwem Mariusza Kamińskiego odnosiło ogromne sukcesy na polu walki z łapówkarstwem. Natomiast to, że niektórzy prokuratorzy okazali się osobami nie do końca odważnymi i nie chcieli zmierzyć się z mocnym materiałem dowodowym, nie oznacza, że  jeszcze kiedyś sprawy te nie ujrzą światła dziennego.

Uważa Pan, że niewygodne sprawy zostały zatuszowane?
W mojej ocenie ktoś faktycznie wystraszył się materiału dowodowego, sprawy te mogły być niewygodne, ale mam nadzieję,  że kiedyś śledztwa te trafią w ręce odważnych prokuratorów, a przestępcy zostaną rozliczeni.

Jakie trzeba mieć predyspozycje zawodowe, charakterologiczne do bycia funkcjonariuszem pod przykryciem? Czy wygląd jest ważny?
Wszystko jest ważne. Jeden funkcjonariusz świetnie sprawdzi się w roli handlarza narkotyków, inny znów złodzieja. Ktoś inny może świetnie znać się na dziełach sztuki i wykrywać nielegalny obrót nimi. Trzeba być osobą ogólnie wykształconą, znającą przepisy prawa, mile widziana jest znajomość języków obcych. Funkcjonariusz powinien być odporny na stres i ryzyko związane z wykonywaniem tej specyficznej służby.

Jak przygotować się do roli? W jaki sposób są one przydzielane?
Postacie, jakie kreuje się w trakcie wykonywania zadań związanych z kombinacjami operacyjnymi, są dobierane według poszczególnych cech funkcjonariusza oraz figuranta. Prowadzący nadzór ocenia zdolność do wykonywania danego zadania indywidualnie. Podobnie jak narzędzia, które potrzebne są do zdobycia dowodów łamania prawa – garnitury, samochody, dresy. Przyświeca temu jeden cel – złapanie przestępców - handlarzy narkotykami, handlarzy kobietami, pospolitych łapówkarzy. Czas akcji zależy od dynamiki i rozwoju sytuacji operacyjnej. Każda sprawa jej inna, ma swoją własną charakterystykę, przestępcy są różni.

Przeczytałam, że takim przykrywkowcem można być maksimum pięć lat. Potem wchodzi się w niebezpieczny moment uzależnienia od adrenaliny.
To są indywidualne oceny poszczególnych osób. Jeden funkcjonariusz wypali się wcześniej, inny zaś dłużej będzie w stanie wykonywać tego rodzaju pracę. Nie ma tu sztywnych reguł.

Panie? Mają ciężej, łatwiej?
Należy tu postawić znak równości. Płeć funkcjonariusza nie ma znaczenia. W zależności od sytuacji, zarówno Panie, jak i Panowie mogą mieć pod górkę albo z górki – niebezpieczeństwo jest zawsze takie samo dla wszystkich.

Na czym polegają konkretne szkolenia na przykrywkowca?
Nie chciałbym wchodzić szczegółowo w tego typu kwestie, ponieważ obowiązuje mnie w tym zakresie tajemnica. Kuchnia pracy służb powinna pozostać tajemnicą.

Czy istnieje coś takiego jak kodeks etyczny, moralny takiego agenta?
Ściśle określone zasady są unormowane przepisami prawa. Natomiast, bez etyki i moralności nie można mówić zarówno o chronieniu prawa, jak i pracy agenta.

A metody przesłuchań funkcjonariuszy CBA, o których mówił ostatnio sędzia Igor Tuleya? Czy według Pana jest to prawdziwy obraz CBA, czy przesadzona opinia sędziego?
Według mnie sędzia Tuleya wypowiadał swoje prywatne opinie i oceny w odniesieniu do materiału dowodowego – taka sytuacja jest niedopuszczalna. Do takich wypowiedzi nie powinno było dojść. Prokuratura w odniesieniu do metod przesłuchań świadków w godzinach nocnych uznała, że prawo przewiduje prowadzenie tego typu czynności. Natomiast porównanie sędziego do lat stalinowskich jest oderwane od rzeczywistości.

Jak chodzi o tzw. kontrolowaną łapówkę – gdzie jest granica, a gdzie możemy mówić o prowokacji agenta?
Prowokacji agenta? Mówimy o działaniach określonych w art.19 (ust. 1 i 3) ustawy o CBA, czyli  o kontrolowanym wręczeniu korzyści majątkowych. Niektórzy dziennikarze używają określenia „prowokacja policyjna” w cudzysłowie, jednak przypomnę, że przepisy bardzo sztywno określają, co funkcjonariusz zrobić może, a czego nie.

Czyli nie może – czego?
Nie może prowokować czy być osobą, która kieruje grupą przestępczą. A jest to bardzo łatwe do zweryfikowania, ponieważ materiał dowodowy jest badany przez prokuraturę, a następnie sąd.

Ten sam, który zamiata sprawy pod dywan?
Podstawę do weryfikacji stanowi cały operacyjny materiał z konkretnej sprawy, którego nie da się w żaden sposób zmanipulować. Tu nie można wykorzystać żadnej luki.

A metody? Jak daleko agent może się posunąć w swoich metodach infiltracji danej grupy? Szeroko komentowane były podobno pańskie metody wchodzenia w środowisko Pań, które były pod lupą?
Jakie metody ma Pani na myśli?

Choćby ten bukiet róż otoczony perłami, podobno podarowany przez Pana Beacie Sawickiej?
To są doniesienia kłamliwe. Poza tym w tych sprawach w zainteresowaniu CBA nie były tylko Panie. W sprawę ustawienia przetargu na zakup działki na Helu wyrok usłyszał także burmistrz tego miasta. Nie były to moje prywatne relacje, odgrywałem w tych sprawach pewną rolę, po to, by zdobyć materiał dowodowy na popełnianie przez tych ludzi przestępstw. To oni usłyszeli zarzuty karne, nie ja. Przypomnę, że w trakcie postępowania prokuratorskiego, adwokat Pani Sawickiej skierował wniosek do prokuratury o podejrzenie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA. Prokuratura w Lublinie badała tę sprawę i jednoznacznie stwierdziła, że takiego przekroczenia nie było. Także prokurator oskarżający w tej sprawie nie dopatrzył się żadnych nadużyć agentów, a co najważniejsze – sąd w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że funkcjonariusze działali zgodnie z prawem. Organy państwa nie dały się w tym przypadku zwieść łzom przestępcy.

Nie brakuje Panu adrenaliny, która wiązała się z pracą pod przykryciem? Będąc teraz w roli posła,  nie tęskni Pan do pracy w CBA?
Swoją wieloletnią wiedzę merytoryczną mogę wykorzystać w pracy poselskiej, wspierając przy okazji funkcjonariuszy służb. Już jako poseł złożyłem mnóstwo zawiadomień do różnych instytucji dotyczących przekroczenia uprawnień, do jakich dochodzi w służbach mundurowych oraz specjalnych.

Gdyby miał pan szansę powrotu?
Tamten rozdział jest zamknięty.

W jakim kierunku podąża obecne CBA?
Znam bardzo dobrze obecnego szefa CBA, Pawła Wojtunika, kiedyś był dobrym gliną. Natomiast szczeble kariery, po których zaczął się wspinać przyćmiły mu nadrzędny cel naszej służby, czyli dobro ojczyzny. W mojej ocenie dziś CBA jest ubezwłasnowolnione przez rządzący układ polityczny PO-PSL. Afera goni aferę, a winnych nie widać. Gdybym zaczął wymieniać, zabrakłoby Pani Redaktor miejsca na tekst.

Są przyjaźnie wśród funkcjonariuszy?
Oczywiście, że tak. Dziś mam wielu przyjaciół wśród funkcjonariuszy czynnych zawodowo we wszystkich służbach specjalnych. Miałem ich w trakcie wykonywania zadań jako funkcjonariusz CBŚ, CBA.

Skąd zatem zdjęcia, które wyciekły za sprawą Pańskich przyjaciół, znajomych?
Nie da się ustrzec przed zdrajcami. I to jest właśnie taki przykład –  dwóch moich byłych kolegów stało się pospolitymi zdrajcami w momencie dostarczenia zdjęć dziennikarzom. Czy zostali za to wynagrodzeni? Z wiedzy, jaką posiadam – tak. Głos wszystkich przykrywkowców, antyterrorystów, wywiadowców, funkcjonariuszy pionów operacyjnych w Polsce w tej sprawie jest potępiający.

Jak się Pan wówczas czuł?
Po wieloletniej pracy w służbach mam grubą skórę. Dziwię się natomiast, że nie było konkretnych reakcji ze strony służb – zarówno ze strony CBA, ABW czy CBŚ. Reakcja powinna być stanowcza, doszło bowiem do rażącego złamania przepisów prawa. Nie chodzi o dyskredytację mojej osoby, lecz o to, że ujawniono szereg informacji niejawnych, narażających na szwank funkcjonariuszy dziś czynnie służących Polsce. Mam nadzieję, że osoby, wobec których toczy się postępowanie w tej sprawie, poniosą konsekwencje swego czynu.

A jakie by Pana satysfakcjonowały?
Chciałbym, aby dziennikarze, którzy dopuścili się tych publikacji, zaczęli myśleć. Rozumiem, że każdy gorący news świetnie się sprzedaje, ale trzeba też myśleć o ludziach, którzy walczą z przestępczością. Publikacja informacji na temat ich pracy, przedstawianie ich wizerunku, jest dalece, delikatnie mówiąc, nieodpowiedzialna.

Czy agent może mieć życie prywatne w trakcie wykonywania swoich obowiązków?
Nie rozmawiam z dziennikarzami na temat mojego życia prywatnego dzisiejszego i wczorajszego – wynika to przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa – mojego i moich najbliższych.

Niebezpieczne sytuacje?
Dwukrotnie, kiedy brałem udział w akcjach, ja i moi koledzy byliśmy zagrożeni utratą życia.

Czy w tej chwili otrzymuje Pan jakieś pogróżki?
Tak, otrzymuję groźby związane z pozbawieniem życia, składam stosowne zawiadomienia do prokuratury. Śledztwa w tych sprawach są w toku.

Nie boi się Pan, tak zwyczajnie po ludzku?
Nie bałem się jako policjant, nie boję się teraz, jako polityk. Zawsze będę stawiał czoła wszelkim sprawom  związanym z łamaniem prawa.

WYWIAD POCHODZI Z KWIETNIOWEGO NUMERU MIESIĘCZNIKA REPORTER

fot. Gabriela Jatkowska


Małgorzata Wassermann w Sochaczewie

$
0
0
W niedzielę 7 kwietnia w Sochaczewie gościła Małgorzata Wassermann córka śp. Zbigniewa Wassermanna poległego w katastrofie smoleńskiej. Organizatorem spotkania, które odbyło się w Ostoi św. Dominika był poseł Maciej Małecki. Na jego zaproszenie do Sochaczewa przyjechali także posłowie Wojciech Jasiński i Bartosz Kownacki pełnomocnik rodzin smoleńskich. 





Małgorzata Wassermann jest adwokatem i prowadzi kancelarię w rodzinnym Krakowie. Podczas spotkania opowiadała o działaniach rodzin zmierzających do wyjaśnienia przyczyn katastrofy, w której zginęli najbliżsi. Tu ważny jest aspekt pracy ponad stu ekspertów i naukowców min. z USA, którzy wspierają parlamentarny zespół ds. wyjaśnienia katastrofy.

Małgorzata Wassermann wspominała o dramacie rodzin w pierwszych dniach po 10 kwietnia, o tym, jak Polacy byli traktowani w Moskwie. Obraz ten dopełnił brak pomocy ze strony rządu i bałagan panujący w rządowej administracji. Jako adwokat podawała przykłady zaniedbań w śledztwie smoleńskim, braku zabezpieczenia dowodów śledztwa. Wyczerpująco i precyzyjnie odpowiadała na pytania zebranych, którzy wypełnili Ostoję do ostatniego miejsca stojącego. Wśród uczestników spotkania byli m.in. burmistrz Piotr Osiecki, przewodnicząca Rady Miejskiej Jolanta Gonta, wiceprzewodniczący Arkadiusz Karaś, wiceburmistrzowie Marek Fergiński i Stanisław Wachowski.

 


Spotkanie poprzedziła Msza św. w kościele Matki Bożej Różańcowej sprawowana w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej. Organizatorzy zaś kierują szczególne podziękowań za okazaną pomoc proboszczowi parafii św. Wawrzyńca Piotrowi Żądło.


Adam Lemiesz

Seans na dziś: Dlaczego? (Śp. Przemysław Gosiewski - wspomnienie)

$
0
0

Jan Gosiewski: Codziennie zadaję pytanie, dlaczego i kto zabił mojego syna i pana prezydenta..?

Takich ludzi straciła Polska w Smoleńsku...



Obchody III rocznicy tragedii smoleńskiej - na żywo + wideo

$
0
0

Kliknij w zdjęcie



Program transmisji (TV Trwam)
14.00 – transmisja z posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej
16.30. - przemówienie Jarosława Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu
18:30 – Koncert Pamięci – muzyka Michała Lorenca - bazylika archikatedralna Męczeństwa św. Jana Chrzciciela
19.00 – msza św. w intencji ofiar katastrofy
22.00 retransmisja Marszu Pamięci z bazyliki archikatedralnej przed Pałac Prezydencki


Transmisja również TU

Wideo z  dzisiejszych uroczystości

Złożenie kwiatów pod Pałacem Prezydenckim




Koncert Katarzyny Łaniewskiej i jej przyjaciół




Posiedzenie Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154M (Sejm)



"Tryptyk Smoleński" (Krakowskie Przedmieście)



Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego - prezesa PiS



Homilia ks. bp. Józefa Zawitkowskiego. Msza św. w intencji wszystkich Ofiar Katastrofy Smoleńskiej



Marsz Pamięci na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie

Europa plus Olek równa się Filipiny plus goleń

Nigeryjskie dzieci Donaldowi Tuskowi

$
0
0
Krótka relacja z wizyty premiera Donalda Tuska w jednej z nigeryjskich szkół:

 

Tomasz Połeć: Świat szaleje

$
0
0
No i proszę, dzieje się tak, jak niestety przewidywałem. Znany gejowski aktywista, niejaki Boris Dittrich, były holenderski parlamentarzysta stwierdził, że następnym, po legalizacji związków partnerskich, celem dla środowisk homo jest legalizacja związków grupowych. Czyli gromadka żyje ze sobą w kupie.

Mam nadzieję, że ci wszyscy, którzy jeszcze do niedawna dawali się nabierać na miłe słówka różnych lewackich populistów, jakoby związki partnerskie były wszystkim czego żądają, dziś oprzytomnieją. Mamy już jasność: dewiacje mają stać się normą. Już sobie wyobrażam następny krok - legalizacja związków pedofilskich (nie od dziś wszak lewactwo twierdzi, że nie ma niczego złego we wczesnym useksualnianiu dzieci), następnie związki zoofilskie, a potem to już... Skoro jednak świat wariuje, a społeczeństwa pozwalają eksperymentować na własnych organizmach, to bardzo proszę.

W jednym z kawałów pewien Mietek z bezludnej wyspy, zapytany o imię odpowiadał z kozim akcentem - Mieeeetek. Bo jego tatuś mieszkał tam z kozą. Być może jesteśmy świadkami początku drogi, na końcu której takich Mieeeetków pojawi się znacznie więcej...  

Tomasz Połeć

fot. Milorad Mica Stajcic, Over the Rainbow (2010)

Odmieniec

Chcę żeby spoczął w grobie z rodzicami

$
0
0

Z prokuratorem Piotrem Kosmatym, z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, który prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary, rozmawia Mirosław Koźmin


Wkrótce minie 21 lat od tajemniczego zniknięcia dziennikarza śledczego „Gazety Poznańskiej” Jarosława Ziętary. Ostatnio stało się głośno o tym, że wznowione śledztwo zostało przedłużone przez Prokuraturę Generalną do końca lipca. Przełom?
Trudno to tak określić. Analiza akt sprawy pokazała, że należy jeszcze zrobić wiele rzeczy. Teraz to robimy i zacieśniamy krąg osób, które mogą stać za tą sprawą. Trzeba zrobić wszystko, na co wcześniej nie pozwalał na przykład brak nowoczesnych urządzeń, jak monitoring, georadary, telefony komórkowe i tak dalej.

Co na pewno wiadomo?
Pewne jest, że 1 września 1992 roku w Poznaniu rano dziennikarz wyszedł z mieszkania swej przyjaciółki Beaty, z którą mieszkał i od tej pory nikt go już nie widział. Najpierw podejrzewano, że zaginął, że może poszedł gdzieś w Polskę, ale to do niego nigdy nie było podobne. Pani Beata zeznała, że był zamknięty w sobie, tajemniczy. Nigdy nie opowiadał, nad czym pracuje. Ona się o niego bała, wiedziała, że wchodzi na różne niebezpieczne tematy, ale on nie chciał jej słuchać. Po tylu latach, przeprowadziłem wizję lokalną z tą panią, zresztą pierwszą w tej sprawie,  przeszliśmy z jej mieszkania do budynku redakcji. Przekazałem do sprawdzenia odciski palców zabezpieczone przez policję w jej mieszkaniu, siedem dni po zniknięciu dziennikarza.

Nie zrobiono tego wcześniej?
Nie.

Dlatego ostatecznie ta sprawa trafiła do Krakowa? Poznańskich śledczych przerosła?
To decyzja Prokuratury Generalnej, nie moja. Przeczytałem wszystkie akta, a jest ich 29 tomów głównych i drugie tyle niejawnych. Poleciłem sprawdzenie na terenie kilku województw przypadki odnalezienia zwłok osób bez ustalonej tożsamości. W jednym przypadku, gdy denat wiekowo i z rysopisu odpowiadał Ziętarze, sprawdzono DNA pobrane do porównania od brata, ale bez skutku. To nie był ten dziennikarz. Sprawdziłem też wątek, że Ziętara miał być werbowany do UOP, i że jako agent wyjechał do Londynu i tam mieszka z nową przyjaciółką. UOP zaprzeczał, ale dotarłem do materiałów w Agencji Wywiadu, z których wynikało, że Ziętara rzeczywiście był werbowany, ale dwukrotnie zdecydowanie odmówił. Nie był agentem i nie chciał nim być.

Skąd nagle hipoteza, że Ziętara został porwany i zamordowany?
Operacyjnie pojawiła się informacja, że za tym stoi Przemysław C. z Poznania, człowiek z półświatka, ale to ostatecznie zostało wykluczone, a sprawa umorzona ze względu na niewykrycie sprawcy. Zresztą on sam zginął w wypadku na motocyklu. Później inni przestępcy zaczęli donosić, że wiedzą, kto zabił dziennikarza. Ale to tylko naiwna próba utargowania czegoś dla siebie. Rzecz jasna, wszystkie takie sygnały sprawdzam. Niczego nie bagatelizuję. A swoją drogą, to ja zmieniłem kwalifikację tej sprawy na śledztwo w sprawie zabójstwa. I tak jest do dzisiaj.

Pojawił się także sygnał, gdzie są ukryte zwłoki dziennikarza.
To prawda. W maju zeszłego roku pod Poznaniem, we wskazanym miejscu poszukiwaliśmy zwłok. Nie znaleziono ich, ale fachowcy orzekli, że kiedyś były tam jakieś zwłoki. Pytanie tylko czyje i kto je usunął. I jaki w tym miał cel.

Teraz Pan zawęził krąg osób mogących mieć związek z porwaniem i zabójstwem. To też osoby z półświatka?
W większości tak, siedzący w więzieniach. Przesłuchuję ich.

Czy  wykorzystuje pan w trakcie przesłuchań np.  wykrywacz kłamstw?
Tak. Szczegółów nie zdradzę.

A nie byłoby konieczne sprawdzenie, nad czym przed zabójstwem pracował Ziętara? Może komuś się naraził? Może ktoś nie chciał być pokazany jako aferzysta gospodarczy? Może wolał zabić lub zlecić zabicie niż stracić nielegalnie zbity majątek? A zwłoki? Przecież można je rozpuścić w kwasie. I po sprawie.
Dobre pytanie. Ustaliłem, nad czym pracował dziennikarz, ale dla dobra śledztwa nie mogę odpowiedzieć. Zresztą zebrałem też wszystkie publikacje Ziętary, jakie ukazały się we wcześniejszych tytułach, w których pracował dziennikarz.

Śledztwo zostało przedłużone do końca lipca. Myśli Pan, że zakończy się rozwikłaniem tej tajemniczej, ale mimo upływu lat, nadal głośnej sprawy?
Robię, co możliwe, ale jestem uczciwy i nie zapewniam z góry, że doprowadzę do rozwikłania sprawy. Na pewno to jest też dla mnie moje osobiste wyzwanie. Ojciec dziennikarza jeszcze przed swoją śmiercią powiedział, że chciałby, żeby syn spoczął w tym samym grobie, co on i jego żona, w Bydgoszczy. Chciałbym, by tak się stało.


Na zdjęciu u góry: Prokurator Piotr Kosmaty  przy szafie pełnej akt sprawy zabójstwa Jarosława Ziętary

Fot. Mirosław Koźmin



Jarosław Ziętara - ur. 16 września 1968, zaginął 1 września 1992 w Poznaniu -  dziennikarz porwany i prawdopodobnie zamordowany. Był dziennikarzem Gazety Poznańskiej (wcześniej pracował we Wprost i Gazecie Wyborczej), gdzie zajmował się m.in. dziennikarstwem śledczym, badał afery gospodarcze. 1 września 1992 roku Ziętara zaginął bez śladu w drodze redakcji.





Ten wywiad, a także wiele ciekawych tekstów w najnowszym, majowym wydaniu 

Sposób na zmniejszenie przestępczości

$
0
0
Burzą się zoofile w Niemczech, bo Bundestag zaostrzył w tym kraju kary grzywny za uprawianie seksu ze zwierzętami. Taka forma współżycia z ich czworonożnymi partnerami ma teraz kosztować 25 tys. euro, czyli mniej więcej  tyle, co weekend z ekskluzywną ludzką prostytutką. - To skandal, jesteśmy dyskryminowani! – krzyczą  aktywiści grupy lobbingowej pod nazwą ZETA, czyli Zoofile Zaangażowani na rzecz Tolerancji i Oświecenia. Pewnie zaraz znajdą się  jacyś  naukowcy, którzy będą udowadniać, że zwierzę to też człowiek. Po tym, jak unijni urzędnicy uznali, że marchewka to owoc,  wszystko można ludziom wmówić…

O legalizację zoofilii walczyła także nieistniejąca już, na szczęście, partia pedofilów (PNVD) w Holandii. To taka wzajemna pomoc: dewianci – dewiantom, można by rzec. Ale aktywiści tego ugrupowania chcieli przede wszystkim obniżenia granicy wieku legalnego współżycia seksualnego do 12 lat, zaś w perspektywie całkowitego jej zniesienia. Co w rezultacie byłoby także na rękę zoofilom, gdyby w przyszłości  okazało się, że już można legalnie współżyć ze zwierzętami, ale na przeszkodzie mógłby stanąć ich wiek…

Użyłem tego przykładu, by pokazać,   jak co chwila różne mniejszości, posługując się hasłami o miłości, tolerancji i oświeceniu usiłują znaleźć  furtkę dla swoich dewiacji i zalegalizować to, co  jest z gruntu rzeczy  złe, niemoralne, czy obyczajowo naganne. Wyobraźmy sobie,  co by to było gdyby nagle mniejszość gwałcicieli domagała się legalizacji gwałtów i argumentowała to w ten sposób: w imię miłości bliźniego gwałcimy tylko te kobiety, których w życiu, naszym zdaniem,  nikt by nie chciał.  Załóżmy, że mniejszość złodziei  żądałaby  takiego prawa, by mogli kraść, zaś urzędnicy i lekarze chcieliby brać oficjalnie łapówki.

Zresztą co do tego ostatniego, to już usiłowano relatywizować ten czyn przy okazji głośnej sprawy kardiochirurga, Mirosława G.  Rozmaici  etycy dowodzili wtedy,  że w ogóle nie mieliśmy do czynienia z korupcją, zaś słowo „łapówka” zastępowano zwrotem „dowód wdzięczności”. I debatowano gdzie też są granice  okazywania  tej wdzięczności zamiast,  powiedzmy sobie – wzorem tych holenderskich pedofilów – od razu ustalić jakiś limit. Na przykład do 100 tys. złotych, to jest dowód wdzięczności, a  jak  powyżej, to już łapówka. Nie takie rzeczy przepychano w sejmie.  Zmalałaby nam wtedy w kraju korupcja, podskoczylibyśmy w rankingach Transparency International, a Polacy zyskaliby opinię ludzi bardzo wdzięcznych. Najważniejsze, że nie byłoby żadnych afer, jak choćby ostatnio  drogowej czy kolejowej. A typowy dialog w sprawach biznesowych mógłby wtedy brzmieć mniej więcej tak:

- Panie dyrektorze złociutki, ja do pana względem tego przetargu ponieważ moja firma też potrafi budować drogi z sadzy,  gówna i tłuczonych sedesów. W związku z tym chciałem się do pana osobiście pofatygować i wręczyć panu dowód wdzięczności w kwocie 90 tysięcy złotych.

- Oj, panie prezesie kochany! Spóźnił się pan o dzień cały. Właśnie pan prezes Wiśniewski zaoferował mi dowód wdzięczności w postaci 99 999 złotych. A ja, wie pan,  człowiek  uczciwy jestem. Prawo jest prawem, kto pierwszy ten lepszy, musimy się trzymać wysokich standardów.  Ale mam dla pana prezesa poufną informację. W przyszłym tygodniu ma  być ogłoszony  przetarg na budowę ekranów wokół sejmu. Jak pan prezes zareaguje odpowiednio wcześniej, to pan go wygra.

- A po co te ekrany?

- Mają chronić przed hałasem. No i przed wiatrem…

- Jakim wiatrem?

- Historii…



rys . Transparency International

 Felieton pochodzi z najnowszego numeru


w sprzedaży od 30 kwietnia

Uważajcie na zegarki

$
0
0
Dociekliwi dziennikarze zauważyli ostatnio, że minister Sławomir Nowak nosi sześć drogich zegarków, wartych w sumie 70 tysięcy złotych.  Zatem, jak to mawiał bohater z „Zapisków oficera Armii Czerwonej", znaczy się Nowak jest przy zegarkach.


Krasnoarmiejcy po wkroczeniu do Polski poszukiwali głównie trofeów, czyli złota, wódki, kobiet i właśnie zegarków. Potem robili sobie zdjęcia - nawet trzy zegarki na jednej i cztery na drugiej ręce, a niekiedy i na nogach. Ilość zegarków wyznaczała ich miejsce w hierarchii sowieckich sołdatów.

Zegar historii zatoczył koło a ranking trofeów, jakby nie uległ zmianie. Dla niektórych  nadal liczba zegarków jest miarą posiadanych wpływów i pozycji. Zegarek za 15 czy 20 tysięcy złotych sprawia, że minister Nowak rośnie w oczach kolegów, którzy noszą zegarki za 100 złotych (jeśli tacy są). Ale szczerze mówiąc, przy takim Kadyrowie, który nosi zegarki po milion złotych, byłby jak parias z tym swoim (?) Ulyssem Nardinem za 30 tysięcy.

Nowak być może wyczuwa, że taki „sikor” to nie w każdych okolicznościach powód do szpanu i asekuruje się stwierdzeniem: - Tymi zegarkami, to ja wymieniałem się z kolegami.
W zamierzchłych czasach, z kolegami wymienialiśmy się znaczkami. Zegarek (zwykle radziecki) dostawało się co najwyżej z okazji Pierwszej Komunii. A teraz proszę, elity  wymieniają się - zegarkami, luksusowymi samochodami, nieruchomościami w malowniczej lokalizacji i pewnie nawet żonami. Taki już los polityków – celebrytów.

Swego czasu podczas wizyty w Albanii prezydent USA postanowił zaprzyjaźnić się z witającym go tłumem. Wszedł między ludzi i przez kilka minut ściskał im dłonie. Kiedy skończył, okazało się, że z jego ręki zniknął zegarek. Ale taki, którego Nowak na pewno by nie założył,  bo  - wart zaledwie 50 dolarów - Timex. Potem złośliwi mówili, że Georg W. Bush nie ma czasu dla nikogo.

W czasach PRL, w skrajnych sytuacjach zegarki zastępowały banknoty NBP. Można było nimi płacić za wódkę na melinach i w wielu knajpach. Jak się okazuje, rozliczenia zegarkowe - ale jakby odwrócone -  wracają do knajpianego biznesu. Kilka tygodni temu CBA zatrzymała w Szczecinie tamtejszego króla gastronomii. Jednym ze stawianych mu zarzutów był fakt, że rozdawał m.in. zegarki, osobom odwiedzającym jego restauracje. Jednak zegarki nie trafiały do klientów, którzy nadmiernie przy kieliszku tracili czas, aby im o jego istnieniu przypomnieć. Zdaniem agentów CBA, otrzymywali je wpływowi urzędnicy.

Czy Sławomir Nowak stołował się w Szczecinie, tego nie wiem. Być może faktycznie donasza zegarki po bogatszych kolegach. Na pewno jednak spokojnie może wybrać się na francuską Riwierę. Nie zwrócą na niego uwagi grasujące tam gangi złodziei zegarków.  Ponoć, wypoczywającym na Lazurowym Wybrzeżu milionerom, zuchwali rabusie kradną ich  bajecznie drogie czasomierze. Złupili już zegarki za ponad milion euro. Pewien rosyjski milioner stracił  zegarek marki Richard Mille, wart 500 tysięcy złotych, gdy poprawiał lusterko swojego Bentleya. Ponoć bardzo się tym nie zmartwił i kupił sobie jeszcze droższy. W każdym razie kradzież szczęścia mu nie zmąciła.

Mimo, że szczęśliwi czasu nie liczą, to jednak zwykle noszą zegarki. Nie ważne, czy własne, czy pożyczone. Na wszystkie warto uważać.

Janusz Szostak


Felieton pochodzi z najnowszego numeru
w sprzedaży od 30 kwietnia

Poseł na drodze

„Antykaczyzm. Studium polskiej choroby” - książka prof. Ryszarda Legutki

$
0
0
Autor opisuje genezę zjawiska, skupiając się początkowo na zdarzeniach z końca 2005 roku, związanych z upadkiem rozmów koalicyjnych między PO i PIS.



Niszcząca siła tego zjawiska spowodowała przede wszystkim obalenie najbardziej podstawowych standardów życia politycznego. W opisie szczególne miejsce zajmuje opis przejawów i skutków stosowania podwójnych standardów w debacie publicznej oraz zanik racjonalności wyborcy w podejmowaniu decyzji politycznych – „atrofia rozumu politycznego”. Upadek dobrych obyczajów, granic przyzwoitości, dobrego smaku, języka określany jest mianem „postępującego triumfu chama”.

Zasadnicza część tekstu poświęcona jest jednak próbie znalezienia odpowiedzi na pytanie o powody tego zjawiska: „Moja hipoteza, w największym skrócie, brzmi następująco. Prawo i Sprawiedliwość reprezentuje ten nurt myślenia o polityce i o Polsce, który stoi w opozycji do mocno utrwalonych przekonań, jakie żywią dzisiejsi Polacy: z jednej strony, partia ta próbuje odwrócić niedobre skłonności zakorzenione w naszej tradycji, z drugiej przeciwstawia się błędom popełnionym w aktach założycielskich III Rzeczpospolitej, w trzeciej reprezentuje ten rodzaj myślenia, który w istotnych punktach zaprzecza ortodoksji politycznej, jaka zapanowała w dzisiejszym świecie. Mówiąc inaczej, polityka Prawa i Sprawiedliwości, niezależnie od popełnianych błędów i koniunkturalnych ustępstw, jest dlatego tak wściekle atakowana, że narusza zbyt wiele z uprzedzeń uznanych dzisiaj za święte.”

Autor poświęca dużo miejsca wciąż mało dotąd opisywanej polskiej tradycji myśli antyniepodległościowej. „Jest coś takiego jak długie ramię historii i ono tłumaczy wiele z tego, co dzieje się we współczesnej Polsce.”

Dodatkowym problemem analizowanym przez Autora jest szczególna sytuacja światopoglądowa w Europie, będąca w Polsce dodatkowym argumentem wspierającym antykaczyzm. „Polityka europejska przesunęła się mocno na lewo, co było bezpośrednim następstwem zwycięstwa rewolucjonistów z roku 1968, a po drugie, wyraźnie zmniejszyła się odległość między lewicą a prawicą. W Europie nie wybuchła zatem i najprawdopodobniej nie wybuchnie w przewidywalnej przyszłości wojna kulturowa, ponieważ „kultura” rozumiana jako zespół podstawowych idei światopoglądowych jest wspólna partiom lewicy i partiom prawicy, przy czym jej główna treść dostarczona została przez nurty lewicowe.”

Ostania część tekstu stanowi odtworzenie przebiegu dyskusji wokół projektów lustracyjnych.
Spis treści
1. Czym jest antykaczyzm
2. Przeciw naprawie Rzeczpospolitej
3. Przeciw dobrym obyczajom
4. Przeciw bezstronności
5. Przeciw racjonalności
6. Polska choroba: niszczenie wroga wewnętrznego
7. Polska choroba: uzależnienie od zewnętrznych protektorów
8. Polska choroba: płynięcie z głównym nurtem
9. Polska choroba: samoubezwłasnowolnienie elit
10. Czy polska choroba jest uleczalna

Link:
http://www.wydm.pl/p/1027/antykaczyzm

Opis książki i okładka - od Wydawnictwa M

Tomasz Połeć: Farsa narodowa

$
0
0
Świąteczny „weekend” dostarczył tyle wrażeń ilu nieraz nie dostarczy najbardziej pracowity tydzień. 1 maja niedobitki lewicy błąkały się po różnych miastach i miasteczkach, usiłując nadać sens swoim hasłom. Mało to wiarogodnie wyszło, gdy nawet wódz Miller musiał korzystać z pomocy suflera, żeby wypowiedzieć do rzeczy choćby kilka zdań. To, gdzie tam może być mowa o ideologii?!

Jednak wszystko przebił zdaje się prezydent Komorowski, który 2 maja patronował przedziwnej akcji „Orzeł może”, w której za orła robiła jakaś czekoladowa wrona raczej, bez korony. Towarzyszyły temu zjawisku różowe chorągiewki i baloniki, co wskazywało, że mamy do czynienia z jakimś plagiatem parady cudaczności, niż z próbą obchodów Święta Flagi. Najbardziej żenujący był niejaki Nałęcz, tytułujący się profesorem historii, który w różowych okularach próbował bronić tej farsy.

Wszystkie kraje Unii, gdzie tylko mogą, podkreślają swoją narodowość, kulturę i historię. W Polsce daliśmy władzę ludziom, którzy nie tylko nie wiedzą kim są, ale najmniej chcą być Polakami.
Gratulacje, Narodzie!

Tomasz Połeć

Seans na dziś: Bunt stadionów

$
0
0
Twórcy filmu z powodzeniem ukazują istotę konfliktu środowisk kibiców piłkarskich z władzą i wiodącymi mediami. Uczciwe podejście do tematu. Dla tych, którzy chcą być bliżej prawdy o kibicach – repertuar obowiązkowy.


Polecam również rozmowę o filmie z reżyserem Mariuszem Pilisem oraz Piotrem Staruchowiczem "Staruchem".

Tomasz Połeć: Polska nie rządem stoi...

$
0
0
Powiedzenie mówi, że gdy Bóg chce kogoś ukarać to odejmuje mu rozum. Czymś musiał podpaść premier Tusk niebiosom, ponieważ to, co wyprawia rząd trudno nazwać rozumnym. Rządzący uparli się całkowicie uzależnić nas od obcych wpływów.

Po „mistrzowskim” zawarciu wieloletnich umów na dostawy gazu z Rosji, po absurdalnie wysokich cenach, po lękliwych wycofaniu z jakiegokolwiek stanowiska w sprawie kolejnej nitki rurociągu jamalskiego (o Smoleńsku nie wspomnę), teraz premier i jego podwładni chcą nas uzależnić od dostaw prądu z Rosji.

Otóż w Polsce trwa kampania mająca nam wmówić, że energia atomowa to potworne zło, zagrożenie i wszystko co najgorsze. Tymczasem Rosja na granicy z Polską (obwód kaliningradzki, a naprawdę królewiecki) buduje elektrownię atomową, z której wkrótce będziemy musieli kupować prąd, ponieważ zaczyna go już w Polsce brakować. Tak więc zagrożenie i tak będzie, tyle że dodatkowo będziemy musieli za nie płacić. A znając naszych „negocjatorów” zapłacimy bardzo słono.
Boże, nie zabieraj rządowi rozumu, bo karzesz naród, nie rząd...

Tomasz Połeć

W warszawskim klubie

$
0
0



Na podstawie piosenki z repertuaru Stanisława Grzesiuka "W saskim ogrodzie". Tekst - Rzepka, wykonanie - Yarrok. W klipie wykorzystano fragmenty filmu "Zakazane piosenki". Montaż - Rzepka.

 W warszawskim klubie - mówią jaskółki
- usiadł minister przy szefie spółki.
Gdy ujrzał  wokół znajome twarze
zawołał:  Siema!  Co tam w  pijarze?!
Tak się zagadał, aż przebrał miarę,
dał im robotę, oni mu zegarek.
Tak się zagadał,  aż przebrał miarę
dał im robotę, oni mu zegarek.

Gdzieś na Florydzie,  z dala od Donka
siedzi  aferał  i jego żonka.   
I tak jej mówi:  Najdalej jutro     
za to żeś moja, kupię ci futro.
A ona na to:  Przecież mam ręce,
daj spokój chłopie, sama se skręcę.
A ona na to:   Przecież mam ręce   
daj spokój chłopie, sama se skręcę

Gdy agent Tomek poznał Beatkę
kręciła lody z jakimś gagatkiem.
 „Jak przejmiem władzę,  ze swoją kliką
coś tam załatwię, lecz nie za friko”.                  
I  wzięła w parku łapówkę cacy
co też widzieli wszyscy  rodacy.
I wzięła w parku łapówkę cacy
co też widzieli wszyscy rodacy.


Wnuczek Józefa  miał wzniosłe cele,
biegał za piłką i gadał  wiele.
Często tak mawiał:  Mój przyjacielu,
by żyło się lepiej  -  trza  iść do celu!
I tak słuchają  france zdradzieckie,
będą mieć cele, lecz na Rakowieckiej.
I tak słuchają france zdradzieckie,
będą mieć cele, lecz na Rakowieckiej.


Cień tajnych służb - książka Doroty Kani

$
0
0
W książce znalazły się  wyniki śledztw w sprawie najgłośniejszych zabójstw i samobójstw, które miały miejsce wciągu minionych dwudziestu trzech lat. Jest ona oparta na dokumentach, które w większości  do tej pory nie były znane, poza wąską grupą badaczy i śledczych. 

Czytając materiały poszczególnych postępowań prokuratorskich, sądowych oraz archiwalne, historyczne  dokumenty można zauważyć, że niemal w każdym opisanym w książce śledztwie, pojawiają się funkcjonariusze służb specjalnych PRL. Służby, które miały stać się reliktem minionej epoki, w rzeczywistości stały się głównym rozgrywającym w biznesie i polityce po 1989 roku. Czy był to czysty przypadek, że powiązani z nimi ludzie ginęli często w tajemniczych okolicznościach? Autorka próbuje odpowiedzieć na to pytanie.


CIEŃ TAJNYCH SŁUŻB, Polityczne zabójstwa. Niewyjaśnione samobójstwa. Niepublikowane dokumenty. Nieznane archiwa

Spis treści:
Wstęp . 5
1. Andrzej Stuglik
– Długie ręce KGB. 7
2. Alicja i P iotr Jaroszewiczowie
– Zabójstwo premiera PR L. 23
3. Marek Papała
– W pętli hipotez. 37
4. Ireneusz Sekuła
– Proszę mnie nie rehabilitować. 53
5. Jacek Dębski
– Egzekucja ministra sportu. 75
6. Jeremiasz Barański
– Znajdę swoją śmierć. 87
7. Marek Karp
– Wypadek na zlecenie . 101
8. Krzysztof Olewnik
– Prawda kiedyś wyjdzie na jaw. 113
9. Grzegorz Michniewicz
– Śmierć w kancelarii premiera . 129
10. Stefan Zielonka
– Tajemnice szyfranta wywiadu. 143
11. Andrzej Lepper
– Wschodni kurs . 155
12. Leszek Tobiasz
– Znak czerwonej gwiazdy. 173
13. Sławomir Petelicki
– W samobójstwo nikt nie uwierzył. 185
14. Śmierć w cieniu Smoleńska. 199


Opis i okładka od Wydawnictwa M

Link:
http://www.wydm.pl/p/1028/cie%C5%84-tajnych-s%C5%82u%C5%BCb

Seryjny morderca u drzwi Ameryki

$
0
0
- W Stanach Zjednoczonych co 19 minut, z przedawkowania narkotyków, umiera dziecko– alarmuje dr Gloria Montgomery, założycielka i dyrektor organizacji charytatywnej  Hollywood and Vine Recovery Center. – Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, istnieje pilna potrzeba ratowania zagrożonych narkomanią dzieci. Miliony ludzi, w samych tylko Stanach Zjednoczonych, jest uzależnionych od narkotyków i nadużywania alkoholu. Światowe liczby są poza kontrolą.

Dr Gloria Montgomery od ponad 45 lat ratuje dzieci uzależnione od narkotyków i alkoholu. Często zabiera je wprost z ulicy. Szuka też rozwiązań systemowych tych problemów, które powstrzymałyby  rozprzestrzenianie się uzależnień.

2 czerwca  dr Montgomery organizuje w Los Angeles „All-Star Celebrity Event”, podczas którego będzie zbierać środki na sfinansowanie budowy domu dla młodych narkomanów i alkoholików.  W koncercie udział weźmie kilkudziesięciu artystów. W Avalon Theatre  ma zjawić się także pierwsza dama USA -  Michelle Obama. Wystąpią m.in.  Cher, Eminem, Tribute to Jimi Hendrix z Leone Hendrixem– bratem Jimiego, Lisa-Marie Presley, Sheila E, Snoop Dog, Dr. Dre, Razon, Pointer Sisters, Judge Mathis, Judge Strong, Keyshia Cole i wielu innych artystów. Nie zabraknie polityków, ludzi mediów oraz biznesu.
Będzie tam również Eva Blaisdell– Amerykanka polskiego pochodzenia, która ma duży wkład w przygotowanie tego wydarzenia i pozyskiwanie funduszy na budowę domu dla uzależnionej młodzieży i dzieci.

- Dr Montgomery zwróciła się do mnie o pomoc w tym przedsięwzięciu – mówi bizneswoman– Napisała  do mnie „Potrzebujemy twojej siły, abyś pomogła obudzić Amerykę, która pod drzwiami ma seryjnego mordercę. Narkotyki”. Nie mogłam się nie zgodzić. Moją rolą jest pozyskiwanie na ten wzniosły cel pieniędzy od ludzi biznesu i szołbiznesu. Mam rozliczne kontakty, które mogą być przydatne dla tej idei.

Eva Blaisdell, wyjechała do USA w latach 70. XX wieku. Była pierwszą Polką pracującą w Dolinie Krzemowej. Była też pierwszym prezesem Compaq Polska. Obecnie prowadzi w Los Angeles nowe start upy medialno - technologiczne, współpracuje z elitami Hollywood nad produkcją filmów. Stworzyła platformę medialną Angel Mobile, pozwalającą na transmisję kanałów telewizyjnych, i będącą jednocześnie  kanałem medialny W 2011 roku Eva Blaisdell złożyła ofertę na zakup Polkomtela. Wspólnie z Krajową Izbą Gospodarczą założyła Polsko - Amerykański Instytut Nowych Inicjatyw.

Eva Blaisdell współpracuje także z wydawnictwem Milenium Media nad reaktywacją dziennika Express Wieczorny.

Działanie na rzecz ratowania młodych ludzi zagrożonych nałogami to tylko jedno z wielu działań non-profit tej niezwyklej Polki, która oddaje wiele energii sprawom innowacyjnej filantropii.
- Jestem trochę, jak anioł – mówi na koniec. – Staram się pomagać innym realizować ich marzenia.

Janusz Szostak 

Na zdjęciu: Eva Blaisdell
Viewing all 408 articles
Browse latest View live