Quantcast
Channel: Pejzaż Horyzontalny | Rzepka
Viewing all 408 articles
Browse latest View live

Wstajesz i panimajesz

$
0
0
W czasie wydarzeń na Ukrainie mainstreamowe media w Polsce ochoczo  demaskują  wszystkie kłamstwa Rosjan.  Rozprawiają się  także z łgarstwem samego Władimira Putina. A to, że mówił,  iż na Krymie nie ma rosyjskich wojsk, a są. A to, że  manifestanci z Majdanu byli szkoleni wojskowo w Polsce, a nie byli. A to, że Putin wynajmuje aktorki, które jeżdżą po  licznych miastach i odgrywają rolę kobiet ciemiężonych przez ukraińskich nacjonalistów, itp, itd. Ba, nawet Donald Tusk wypowiedział się w kwestii prawdomówności Władimira Kagiebowicza twierdząc, iż nie może  zaakceptować sformułowań, jakie padły na słynnej konferencji prasowej,  gdyż „są one są bardzo, bardzo dalekie od rzeczywistości”. Zaś TVN nadaje materiały o manipulacjach rosyjskiej telewizji!

To intrygujące, że  władza i prorządowe media nie chcą dziś wierzyć Rosjanom i Putinowi? Przecież niespełna cztery lata temu tak bardzo im ufali. Dawali wiarę we wszystko, co mówią:  że była mgła,  cztery podejścia i katastrofę spowodowali piloci. Najszybciej, bo już po piętnastu minutach uwierzył im minister Sikorski. A parę miesięcy później, podczas jeszcze słynniejszej niż ta ostatnia - Putina,  konferencji MAK niemal spijali słowa z ust carycy wszechawiacji, Anodiny. O naciskach, o pijanym generale Błasiku i pancernej brzozie. Ta  „rosyjska prawda” była dla premiera Tuska tak oczywista, że nie widział potrzeby, by przerywać urlop w Dolomitach i cokolwiek prostować. Cała prawda, całą dobę. Wstajesz i panimajesz. Bronili zaciekle tej „prawdy” ze spreparowanego raportu i sami dodawali cytaty o „debeściakach” i „jak nie wylądujemy, to nas zabije”. I bronią jej do dziś  przed smoleńską sektą, czyli przed nami…

 Kiedy teraz o tym wszystkim myślę, mam w pamięci słowa wypowiedziane przez Magdalenę Mertę podczas rozmowy z portalem Blogpress.pl,  kiedy po tragedii lotniczej,  w której zginął jej mąż śp. Tomasz Merta,  pojechała do Smoleńska.

„Nieprzypadkowo nasze stowarzyszenie nazywa się Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010. Dla nas te dwie sprawy i te dwa śledztwa, to są niejako paralele - toutes proportions gardées (zachowując wszelkie proporcje - przyp.mój), oczywiście. Ale mam świadomość jak prowadziła rzekome śledztwo komisja Burdenki, nie wahająca się fabrykować dowody po to żeby udowodnić rzekomą niemiecką winę za mord katyński i nie mam wątpliwości, że w tym kraju tak naprawdę nic się nie zmieniło. Jeżeli ktoś sądzi, że to jest inna Rosja, to powinien sobie odwiedzić Smoleńsk, pochodzić w cieniu pomnika Lenina, porozmawiać z tymi ludźmi. To jest wciąż ta sama mentalność, to jest wciąż zbudowany na kłamstwie system, nawet jeżeli zyskał pozorny sztafaż demokracji. Jeśli to jest demokracja, to jest to demokracja gangsterska”.

Rosja to wielki kraj, ale miejsca na prawdę w niej nie ma – mówi przysłowie. Pamiętajmy o tym. Kto ukrywa prawdę o zbrodni, staje się wspólnikiem zbrodniarza.


fot. Trumny w Smoleńsku - screenshot/YT

W strasznym domu w Sochaczewie (cz. I)

$
0
0
Był 1983 rok, gdy w pewnym domu w Sochaczewie zaczęły dziać się dziwne zjawiska. Z niewiadomych przyczyn przemieszczały się tu przedmioty, słychać było stukanie, dziwne głosy. Ludzi mówili o duchach. Zaś mieszkańcy domu, aby uniknąć tragedii, zmuszeni byli chodzić po mieszkaniu w kaskach motocyklowych. Wkrótce o tych tajemniczych zjawiskach usłyszała cała Polska i nie tylko. I każdy chciał to zobaczyć. Te dziwne zjawiska próbowali rozwikłać milicjanci,  parapsychologowie i duchowni. Nawet Lech Wałęsa przyjechał zobaczyć ducha.

„Na miejscu tłumy gapiów, ciekawskich, zabobonnych i podejrzliwych, czasem nawet agresywnych, osoby niezrównoważone psychicznie, aroganckie spirytystki podające się za „wysłanniczki innego świata” – czytamy w jednej z prasowych relacji.
Tajemnicze zjawiska pojawiły się domu Hanny Sokół w dwa miesiące po śmierci jej męża Józefa. Jeszcze siedem lat później „duchy” nie dawały za wygraną. Szczególnie upodobały sobie 11-letnią Joannę Sokół. Atakowały także jej siostrę Dorotę oraz ich babcię Mariannę Świątkowską.
Znamienne, że w obecności gospodyni, pani Hanny, zwykle nie straszyło. Pracowała wówczas jako rewidentka w zamrażalni warzyw i owoców. Zwykle do pracy chodziła na drugą lub trzecią zmianę. Poza domem przebywała zatem wieczorami i nocami. Właśnie wtedy w jej domu miały miejsce najdziwniejsze rzeczy.
- Odwiedzali nas wszelcy możliwi eksperci oraz duchowni. Chyba nikt nie jest w stanie nam pomóc – mówiła wówczas zrezygnowana Hanna Sokół.

Ze świata duchów

Tajemnicze zjawiska, jakie miały miejsce w Sochaczewie, zainteresowały także ks. biskupa Zbigniewa Józefa Kraszewskiego, który był w tym czasie wikariuszem generalnym archidiecezji warszawskiej.
- Kiedy w styczniu osiemdziesiątego czwartego roku byłem w Krynicy, wpadł mi w ręce „Express Wieczorny” zawierający artykuł „Straszny Dwór w Sochaczewie” - wspominał przed laty, nieżyjący już  biskup – Z tekstu zamieszczonego w gazecie wynikało, że w domu w Sochaczewie, po śmierci gospodarza dzieją się dziwne  rzeczy. Według pani Ireny, siostry nieżyjącego właściciela domu, dwa miesiące po pogrzebie coś zaczęło bębnić po ścianach. Potem kubły pełne wody same się przewracały. Z kredensu wylatywały szuflady, spadały garnki i czajniki, a taboret koziołkował przez kuchnię. Funkcjonariusze milicji przez kilka dni obserwowali nawiedzony dom. Podczas, gdy milicjanci czyhali w ciemnościach, w mieszkaniu sprzęty tańczyły jak oszalałe. Hałasy i łomoty zostały częściowo nagrane przez milicję na magnetofon. Sprowadzono księdza. Przybył tez radiesteta  z Warszawy, ale stwierdził jedynie niewielkie pasmo promieniowania, które nie ma związku z występującymi zjawiskami. Po powrocie do Warszawy sprawdziłem, że fakty opisane w gazecie nie są wytworem fantazji. Opowiedzieli mi o tym księża z Sochaczewa. Jednak postanowienie, aby odwiedzić „straszny dwór”, nie zostało prędko zrealizowane– dodał ksiądz biskup.
Dopiero w dniu 31 lipca 1984 roku nadarzyła się okazja. Biskup został zaproszony, aby odprawić pogrzeb zasłużonego kapłana, ks. Stefana Kankiewicza, w Trojanowie. Po Mszy św. pojechał do domu, w którym „straszy”.
– Znaleźliśmy się na ulicy Dalekiej z ks. Proboszczem Józefem Kwiatkowskim. Była obecna właścicielka domu pani Hanna Sokół. Później przyszła bratowa zmarłego, Irena Sokół - wspominał ksiądz biskup - Według mieszkańców domu, niesamowite zjawiska zaczęły się w grudniu. Najpierw pukanie. Później zaczęło się wyrzucanie szuflad, bicie luster. Węgiel unosił się w powietrzu. Doniczki spadały z okien. Właścicielka domu  skarżyła się, że nie było rzeczy, którą można by schować. Ubrania i buciki dzieci były porozrzucane. Dzieci szły do szkoły bez kapci, bez butów, bez swetra.
Irena Sokół, relacjonowała biskupowi zdarzenia z jej domu:  - Dzieci kiedyś jadły obiadek. I po obiedzie ja mówię: To na deser zrobię wam  kisiel. Ja poszłam. Ale tutaj przychodzi taki stryjeczny brat z rodziny. On krzyczy na moją mamę: Babcia zobacz czajnik się uniósł! Więc mama chciała ten czajnik zatrzymać. Była zima. Gotująca się woda. Czajnik spadł. On za chwilę patrzy i nie ma kisielu. Nawet i ten talerz z kisielem uciekł – opowiadała kobieta biskupowi – Proszę Biskupa, ja mam wszystko pobite. Proszę, to są odbicia, uderzenia. Tu nie mam szyby. Tu są gumowe. Gumowe też się zbijały i drżały. I myśmy też miały obrażenia ciała. Dorotka, jak ją uderzyło krzesełko, miała przeciętą głowę. Moja bratowa tak samo. Nic nie pomagało. Można było chować i nic. Wszystko się unosiło. Wszystko się wylewało. Myśmy nie mogły zjeść. Węgiel się wysypywał. A jak się wysypywał, to sam się nabierał na szufelkę z miałem i tak szurgał po całym mieszkaniu. Szklanki wszystkie spadały. Nie mam ani jednej szklanki, ani talerza. Wszystko pobite. Samo się pobiło. Również telewizor. Tu stał mój telewizor. Tutaj. Więc nie dość, że upadł i tu sobie tak wędrował po podłodze. A tu się zatrzymał. To było kiedyś wieczorem. Kiedyś krzesło się niosło i samo uderzyło w ścianę. Widać tutaj dziurę w ścianie. Wszystko poobijane. Tam znowu obicie po nożu. Tu też, jak krzesło się uderzyło. Wszystko się obijało o szafę. Jakieś pukanie o wersalkę. Nie wiem, co będzie. Teraz z kolei drze mi pościel. Ja niedługo nie będę miała na czym spać.
Były wypadki, że ludzie wchodzący do tego domu uciekali ze strachu, gdyż witały ich latające noże. Innym razem ubrania w szafie były pocięte jakby żyletką, a wszystkie guziki odcięte. Z guzików na podłodze ułożone było imię córki zmarłego ASIA.
Pewnego dnia zdesperowana pani Hanna Sokół poszła po zaświadczenie do Milicji Obywatelskiej, aby potwierdzono jej urzędowo i na piśmie, że mieszkanie zostało zdemolowane bez jej winy. Milicja odpowiedziała krótko i na temat: - Nie możemy wydawać zaświadczenia, ponieważ zjawiska są stwierdzone, ale przestępca nieznany.
Wtedy kobieta poszła do naczelnika miasta z nadzieją, że on jej pomoże. Po tej rozmowie przyszedł na ulicę Daleką ktoś z Rady Miejskiej, ale  z góry się zarzekał, że nie wierzy w takie bajki. Usiadł spokojnie i wtedy doniczka sama uniosła się w powietrze i uderzyła w ścianę obok jego głowy. Natychmiast uwierzył. Ale władza ludowa nic nie zrobiła, aby tajemnicze zjawiska wyjaśnić i  ulżyć Sokołom w koszmarze.

W strasznym domu

Jedynie Leszek Franaszek - porucznik MO, który w szkole Joasi Sokół był przewodniczącym Koła Rodzicielskiego, postanowił pomóc udręczonej rodzinie.
- Nie przychodziłem tak służbowo, ale z czystej ludzkiej życzliwości – mówi mi po latach - Chciałem pomóc tej rodzinie, która znalazła się w naprawdę nieprzyjemnej sytuacji. Zaczęło się od stuków, jakby za ścianą sąsiad pukał, tak to wyglądało. Ale nie pukał. Nagrywaliśmy te stuki na magnetofon.
Dawali je do odsłuchania wojskowym specjalistom od nasłuchów z lotniska w pobliskich Bielicach, ale oni nic nie słyszeli. Nagrania znikały.
- Nigdy nie widziałem czegoś równie przerażającego– wspomina Leszek Franaszek – Podczas jednej z moich wizyt, telewizor spadł ze stołu, pofrunął parę metrów i upadł na podłogę. Innym razem nóż kuchenny wyskoczył  z szuflady i wbił się w drzwi. Garnki, talerze, krzesła i inne sprzęty, fruwały bez niczyjej pomocy. Nie wierzyłem własnym oczom. Zamknięta kłódka opuściła skobel, przeleciała przez pokój, uderzając mnie w ramię. To znowu lecąca filiżanka zawróciła, gdy dotarła do mnie.
Długo by opowiadać o tym, co tam się działo. A trwało to kilka lat.
W tym czasie dom nachodziły tłumy ciekawskich, którzy koniecznie chcieli zobaczyć „ducha”. Gdyby nie Franaszek, roznieśliby wszystko w pył.
Dom wizytowali wszelcy możliwi eksperci. Nic nie znaleźli. Radiesteta z Warszawy Andrzej T. stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że dom stoi na zdrowym terenie.
Ciekawość przywiodła tam również Lecha Wałęsę, który odwiedzał mieszkającą w pobliżu siostrę, o czym jednak media nie wspominały. Po tej wizycie, rodzina Sokołów miała problemy z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa, którzy nie chcieli uwierzyć, że przywódca Solidarności siedział u nich w domu kilka godzin, aby zobaczyć „ducha”. Ponoć zobaczył. W tym czasie zainteresowanie Joasią przejawiały też służby specjalne, w tym wywiad wojskowy. Agenci działali jednak w białych rękawiczkach. Na co dzień dom przy Dalekiej nawiedzały tłumy ciekawskich gapiów.
- Każdy chciał się na to załapać. Tam się działy dziwne rzeczy i  ludzie chcieli to zobaczyć. Z ulicy wchodzili wprost do domu, albo szli do studni po „cudowną wodę"  – wspomina Franaszek  
– Chroniłem ich przed tymi oszołomami. Przyjeżdżało tam mnóstwo ludzi, wszyscy chcieli zobaczyć „ducha”. Mówiłem nieraz: „Jedziecie tu, to weźcie coś dla tych ludzi, im się wszystko w domu wytłukło, żadnej szklanki całej nie było”. Obiecywano im różne rzeczy, o których ja od początku wiedziałem, że są nierealne. Mamiono ich kłamstwami. Tak, jak Joasię wyjazdem do Japonii.
Niektórzy chcieli to zjawisko wykorzystać na swój sposób. Jedna ze szkolnych koleżanek Joasi ukradła rodzicom biżuterię. Sugerowała, że to Joasia ją przyciągnęła. Potem precjoza znaleziono nieopodal komendy milicji w Sochaczewie.
W szkole traktowano dziewczynkę  nieco jak dziwadło, niczym Carrie - bohaterkę horroru Stephena Kinga: - Jeśli chodzi o Joasię, to pamiętam tylko, że unikałam jej. Każdy się jej bał. A co się wtedy mówiło? Jak to dzieciaki, była jakaś ogólna panika i strach przed tym, co się wokół niej dzieje – wspomina szkolna koleżanka Joasi – Czasami na lekcjach pękały linijki albo cyrkle, zanim ich dotknęła. 
Mało kto wiedział wówczas o tym, że Joasia posiadała także jeszcze jedną nadzwyczajną umiejętność:  - Ona miała zdolność czytania przez zakrytą kartkę – relacjonuje Leszek Franaszek - Bawiłem się z nią tak, że pisałem np. „Konstantynopol”. Zawijałem kartkę kilka razy, a ona czytała zawsze bezbłędnie jej treść.
Pewnego dnia Joasia źle się poczuła, matka wezwała pogotowie. Przyjechał doktor Krystian S., ale Joasia nie chciała dać się zbadać: - Nie lubię cię! - krzyczała nie  wiedzieć czemu do lekarza. I wtedy – jak relacjonuje Leszek Franaszek - stała się rzecz dziwna:  - Z podłogi podniosło się krzesło, takie na metalowych nogach, wycelowało w lekarza i z impetem ruszyło w powietrzu w jego stronę. Doktor w porę się uchylił, bo pewnie by zginął na miejscu. To była taka siła, że to krzesło zrobiło sporą dziurę w ścianie!
Po chwili Franaszek zastrzega: - Nigdy, nikomu nic poważnego się nie stało. Chociaż latały tu naprawdę ciężkie rzeczy.
 Przemieszczały się między innymi: telewizor, maszyna do szycia, garnki itd. Zaś szczapy drzewa ganiały dzieci po podwórku: - To było już w nocy, na podwórku był nastoletni Włodek - kuzyn Joasi, ona i jej siostra Dorotka. Nagle, ze stosu drewna zaczęły unosić się szczapy, takie długie na metr i lepiej. Dolatywały do dzieci i biły. Zupełnie, jak bajkowe „kije samobije”– wspomina były milicjant – Nie można było nad tym zapanować. W końcu udało się wciągnąć dzieci do domu. Ja zostałem na zewnątrz. Na moich oczach dwa takie kije zablokowały drzwi,  układając się we framudze na krzyż. Z trudem je wyrwałem.

(ciąg dalszy nastąpi)

Janusz Szostak


W strasznym domu w Sochaczewie (cz. II)

$
0
0
Wśród ekspertów, próbujących rozwikłać tajemnicę domu rodziny S., był również Lech Emfazy Stefański, prezes Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego. To jemu Leszek Franaszek zawdzięcza odkrycie swoich umiejętności: - Przyglądał mi się przez dłuższy czas. I potem mówi: „Ja u pana czuję duże zapasy energii”. Pomyślałem: „O co ci chodzi, co się pan czepiasz?”. Nie miałem pojęcia, że mógłbym pomagać ludziom – wspomina Franaszek. Zapewne nigdy nie dowiedziałby się, jakie tkwią w nim możliwości, gdyby nie te niezwykłe wydarzenia z początku lat 80. minionego wieku. Dziś Franaszek jest jednym z najbardziej uznanych bioterapeutów  w Polsce.

Harcowanie duchów

Stefański, wraz z dr Romanem Bugajem, odwiedził ośmiokrotnie dom państwa Sokołów. Kilka razy towarzyszyła im Maria Błaszczyszyn oraz Leszek Franaszek.
Spisali z tych wizyt relację, w której między innymi czytamy: „Przeprowadziliśmy wywiady i próby testowe z mieszkańcami „nawiedzonego” domu. Nic nie wskazuje, aby zjawiska miały być przez kogoś sfingowane (...) Przypadek „strachów” w Sochaczewie jest typowy: prawdopodobnie mimowolnymi sprawcami zjawisk są dzieci wchodzące w okres dojrzewania: 13-letnia Asia i 14-letni Włodek. Warto tu zwrócić uwagę na interesujący szczegół: przez dwa tygodnie „duchy” harcowały tylko wówczas, gdy pani Hanna znajdowała się poza domem. Dopiero w połowie stycznia zobaczyła na własne oczy, jak krzesło „samo” przewróciło się czterokrotnie na podłogę. Wiemy, że nie świadomość, lecz podświadomość osób medialnych steruje takimi zjawiskami telekinetycznymi, jakie obserwuje się w Sochaczewie. Być może również na podświadomość obojga dzieci hamująco działał autorytet pani Hanny. „Strachy” stają się naprawdę „niegrzeczne” dopiero wówczas, gdy mamy nie ma w domu. Trzeba tu dodać, że to, co dzieje się w Sochaczewie, należy do klasy zjawisk bardzo dobrze znanych badaczom, wielokrotnie opisywanych, a w języku niemieckim określanych jako Spukphaenomene lub żartobliwie Poltergeist („duch stukający”). Jak się przeważnie okazuje, mimowolnym sprawcą zjawiska bywa dziewczynka lub chłopiec w okresie dojrzewania. Zachwiana w tym czasie równowaga energetyczna organizmu staje się przyczyną wyzwolenia sił, które moskiewski fizyk dr Aleksander Dubrow nazywa biograwitacyjnymi (są to te same siły, które powodują rozrywanie się nici chromosomów podczas podziału jądra komórkowego). Działaniem sił biograwitacyjnych na otoczenie dojrzewającego osobnika, nie steruje jego świadomość – są to działania bezwiedne, podświadome. Często sprawca jest równocześnie ich ofiarą, jak to bywało np. u Joasi Gajewskiej z Sosnowca, którą wielokrotnie kaleczyło szkło rozbijane przez psotnego „chochlika” (...).
Doktor Bugaj, parapsycholog, tak relacjonował w mediach wydarzenia w Sochaczewie: - Przedmioty przelatują w powietrzu tak szybko, że prawie nie zdąża się ich zauważyć. Jedyne ostrzeżenie, to świst. Rodzina musi nosić na głowach hełmy ochronne! Duchy grasujące w domu pp. Sokołów uważane są za złe. Sztućce trzymane przez Joannę wyginają się w jej rękach jak spaghetti! Joanna badana była przez ekspertów, ponieważ naukowcy podejrzewali, że 11-letnia dziewczynka w jakiś nieznany sposób sama wywoływała te zjawiska. Podobne badania prowadzone są również w innych krajach Europy Wschodniej. W Związku Radzieckim na przykład wykazano, że ludzie mogą podświadomie wpływać na przedmioty i wydarzenia.
 Bugaj przeprowadził wówczas szereg obserwacji i doświadczeń. Niektóre z nich przytaczam, za jego relacją z 1984 roku: „1. Podczas przechodzenia Joasi przez kuchnię, uniósł się do góry i „podążał” za nią but leżący początkowo w rogu pomieszczenia. 2. Stwierdziłem unoszenie się i lot w powietrzu nie dotkniętego przez nikogo garnka blaszanego. Samego garnka w locie nie widziałem, gdyż jego lot był zbyt szybki. Lecący garnek uderzył w ścianę kuchni, a następnie spadł na podłogę. 3. Leżąca szufelka metalowa do węgla nagle uniosła się w powietrze, przeleciała kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą i upadła z hałasem koło kuchni. 4. Nie dotykany przez nikogo talerz porcelanowy (średniej wielkości), znajdujący się na stole, uniósł się nagle w powietrze, przeleciał niezwykle szybko pod sufitem kuchni i z trzaskiem rozbił się na przeciwległej ścianie. 5. Moja czapka futrzana, którą położyłem w pokoju na otomanie, również poderwała się nagle do góry, przeleciała bardzo szybko w powietrzu przez otwarte drzwi do kuchni, gdzie właśnie przebywałem, i uderzyła mnie w twarz. Pomimo, że uderzenie było gwałtowne, nie odczułem bólu z uwagi na rodzaj materiału czapki. 6. Po położeniu czapki na poprzednie miejsce, zjawisko to powtórzyło się, tym razem jednak czapka przeleciała nisko nad podłogą, uderzyła mnie w kolano i upadła w kuchni koło kredensu. 7. Następny fenomen był bardzo dziwny, kryjący w sobie zagrożenie. Gospodyni poczęstowała nas gorącą herbatą i postawiła trzy szklanki na stole w pokoju. Przebywałem wówczas w kuchni, Joasia siedziała na krześle ok. 1 m od stołu. Nagle jedna ze szklanek, pozostająca przez cały czas w polu mojego widzenia (drzwi z pokoju do kuchni są zawsze otwarte), poderwała się do góry, przeleciała niezwykle szybko koło mojej głowy, wylewając prawie całą gorącą herbatę na moje ubranie, część zaś na pobliską ścianę, a następnie rozbiła się z trzaskiem o kredens kuchenny. Pragnę podkreślić, że ani jedna kropla herbaty nie oblała mi twarzy, a także to, że na jasnym ubraniu, po wyschnięciu herbaty, nie powstała żadna plama. 8. Jakaś nieznana siła ściągnęła siedzącej na krześle Joasi pantofle z nóg i odrzuciła je daleko w przeciwległą część pokoju. 9. Joasia siedząca koło stołu na krześlem została niespodziewanie z niego zrzucona i częściowo wciągnięta pod stół. W ostatniej chwili zdołała zatrzymać się, chwytając się za jego blat. 10. Po wejściu Joasi do pokojum znajdującego się na pierwszym piętrze, gdzie mieliśmy przez pewien czas przebywać, z podwórza wpadły za nią przez niedomknięte drzwi dwa kamienie. Na podwórzu nie dostrzegliśmy nikogo, kto mógłby je wrzucić; wyjrzeliśmy przez okno natychmiast po upadku kamieni. Zastanawiająca była celność, z jaką przedmioty te przedostawały się przez wąską szczelinę. 11. Wykonany przez mgr Stefańskiego papierowy „rotorek Trommelina” przeznaczony do doświadczeń i postawiony na stoliku koło telewizora, znikł bez śladu i tego wieczoru nie mogliśmy go już nigdzie odnaleźć. 12. Kostka Rubika wykonana z plastyku poszybowała nagle w powietrze, przeleciała zygzakowatym ruchem pod sufitem i uderzyła mgr Stefańskiego w plecy. Uderzenie to nie było zbyt silne. 13. Jeden z moich kluczy od mieszkania, trzymany przeze mnie w kieszeni, mianowicie od zamka yale, został wygięty pod kątem ok. 90 stopni. Stwierdziłem to po przyjeździe z Sochaczewa do Warszawy. Opisane fenomeny, z wyjątkiem ostatniego, widziały oprócz mnie wszystkie wymienione osoby. Manifestacje telekinetyczne zachodziły w pełnym świetle dziennym, albo przy silnym oświetleniu elektrycznym, jedynie zjawiska wymienione w punktach 8. i 9. wydarzyły się w ciemności. (...)”.

Nieznana energia

Bugaj i Stefański twierdzą, że – na prośbę matki Joanny -  próbowali opanować niszczącą, nieznaną energię generowaną przez dziewczynkę. Ich zdaniem było to  typowe medium psychokinetyczne, które zamierzali ukierunkować i spowodować wyładowanie  energii w sposób zamierzony i  kontrolowany. W tym celu rozpoczęli serię doświadczeń. Jedna z tych prób polegała na powtórzeniu efektu psychokinetycznego Uri Gellera– izraelskiego iluzjonisty, który twierdzi, że ma zdolności paranormalne. Dzieci, oglądając w telewizji popisy Gellera, naśladowały go potem z powodzeniem. Stalowe łyżki i widelce pocierane palcami miękły.
Oto fragment protokołu z tego eksperymentu: „Joasia bierze do ręki aluminiową łyżkę stołową, trzyma ją za trzonek i lekko pociera go dużym palcem. Po kilku minutach łyżka wygina się w kierunku jej biustu, następnie z trzaskiem pęka, przy czym górna część całkowicie odłamuje się i upada na stół. Próba wykonana z widelcem, a następnie z łyżeczką od herbaty, przebiega w sposób podobny, lecz teraz następuje jedynie całkowite wygięcie w miejscu przewężenia trzonka”.
Wykonano dziesięć takich prób, i ponoć wszystkie zakończyły się pozytywnie: „Duże łyżki aluminiowe zawsze pękały, łyżeczki i widelce stalowe ulegały zaś całkowitemu wygięciu. Proces wyginania, zachodzący w pełnym świetle dziennym względnie elektrycznym, był zawsze poddany naszej obserwacji. Niekiedy wygięcie następowało natychmiast, „w oczach” górna część widelca lub łyżki opadała na rękę dziewczynki. Nigdy nie stwierdziłem żadnego wzrostu temperatury metalu. Proces wygięcia trwał przeciętnie 5-7 minut, czasami – pół godziny, rzadko zaś zachodził natychmiast. Z doświadczeń tych zostały sporządzone zdjęcia fotograficzne i filmowe. Zauważyłem, że podczas tych eksperymentów Joasia wpada – nie zdając sobie z tego sprawy – w lekki trans, choć na ogół zachowuje pełną świadomość. Powieki oczu częściowo zamykają się, dziewczynka staje się senna, a spod wpół zamkniętych powiek widoczne są tylko białka oczu”.
Tego co działo się w domu Sokołów nie da się jednak wytłumaczyć jedynie sugestią naśladowczą.
Szukano dla sochaczewskich zjawisk tłumaczeń naukowych i pseudonaukowych. Krzysztof Boruń – nieżyjący już badacz zjawisk nadprzyrodzonych, próbował w książce „W świecie zjaw i mediów” wyjaśnić w sposób  naukowy zjawiska, do jakich dochodziło m.in. w Sochaczewie.
 „Wszelkie próby wytłumaczenia tego rodzaju fenomenów, na podstawie klasycznej newtonowskiej fizyki, są zupełnie bezowocne. Pewne nadzieje zdają się rokować hipotezy rozwijające niektóre wnioski płynące z fizyki relatywistycznej i teorii kwantów, albo raczej próbujące pokonywać przeszkody, jakie one napotykają, tworząc modele oddziaływań polowych. Taką próbą jest np. hipoteza prof. dr hab. Arkadiusza Górala, dotycząca wewnętrznego mechanizmu fizycznego oddziaływań grawitacyjnych na poziomie mikroświata, i przyjmująca, że ładunek grawitacyjny związany jest ze strukturą subtelną cząstek elementarnych. „Jeśli prawdą jest, że ładunek grawitacyjny gromadzi się w zewnętrznej otoczce cząstki nazwanej przeze mnie subtelną, oznacza to, że istnieje możliwość oddziaływania na tę cząstkę i zmiany jej pola grawitacyjnego bez znacznego naruszenia energii tej cząstki” – wyjaśnia prof. Góral w rozmowie z autorami „Nieuchwytnej siły”, nie wykluczając, że „w wyniku pewnej konfiguracji pól, nawet elektromagnetycznych, można zaburzyć pola grawitacyjne w takim stopniu, iż spowoduje to określone zjawiska fizyczne, jak na przykład znacznie silniejsze niż zazwyczaj przyciąganie, odpychanie lub wręcz odpychanie zamiast przyciągania”.

 Dusze czyśćcowe

Zjawiska te  - patrząc na nie z innej perspektywy - pragnął wyjaśnić także biskup Zbigniew Józef Kraszewski, który wielokrotnie wracał w tej sprawie do Sochaczewa.
Druga wizyta biskupa  w domu przy ulicy Dalekiej, miała miejsce we wrześniu 1984 roku. Na Daleką biskup Kraszewski przybył w towarzystwie ks. Józefa Kwiatkowskiego oraz proboszcza z parafii Św. Wawrzyńca w Sochaczewie, ks. Henryka Franciszka Łupińskiego. Był również ks. dr Jerzy Lewandowski.
Na prośbę ks. Bp Zbigniewa Józefa Kraszewskiego, ks. proboszcza Jozefa Kwiatkowskiego od pierwszego września odprawiał codziennie mszę świętą za duszę zmarłego śp. Józefa Sokoła. Były to tzw. Msze św. Gregoriańskie, które miały trwać przez cały wrzesień. 14 września została odprawiona XIV Msza Święta Gregoriańska.
- W domu przy ulicy Dalekiej 11 poświęciłem wodę święconą i za pomocą tej wody poświęciłem cały dom. Zawiesiliśmy  w mieszkaniu poświęcone krzyże. Odmówiliśmy razem, ze wszystkimi zgromadzonymi kapłanami, specjalne modlitwy. Pomodliliśmy się razem ze wszystkimi tam obecnymi domownikami i odjechaliśmy do Warszawy. Według relacji księdza proboszcza, przerażające zjawiska od tego dnia zasadniczo uległy przerwaniu -   wspominał przed laty ksiądz biskup.
Wiele czasu minęło, zanim biskup Kraszewski  ponownie zjawił się w „w domu, gdzie straszy”. Tę wizytę biskup tak wspominał: „Było to 20 lutego 1986 roku. Mróz, śnieżyca, zawieja, śliska jezdnia uczyniły wiele dróg w tym dniu nieprzejezdnymi. Z wielkim trudem dotarliśmy do Sochaczewa. Najpierw odwiedziliśmy księdza proboszcza Franciszka Łupińskiego przy kościele św. Wawrzyńca w Sochaczewie, potem pojechaliśmy do księdza proboszcza Józefa Kwiatkowskiego przy kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Boryszewie. Po obiedzie udaliśmy się na ulicę Daleką. Dom i mieszkanie nie było tak zdemolowane, jak uprzednio. Wnętrze zostało odnowione. W całym domu porządek. Poza mną byli obecni: ksiądz proboszcz Józef Kwiatkowski, ks. Prałat Antoni Wiśniewski, s. Teresa  z kurii metropolitarnej warszawskiej, s. Janina z Kurii Metropolitarnej Warszawskiej, mój kierowca i domownicy. Na początku poświęciłem mieszkanie i pomodliliśmy się. Rozmowę w formie wywiadu nagrałem na magnetofon. Notabene magnetofon sam się włączył, potem popsuł. Z relacji Hanny Sokół i jej dzieci wynikało, że w dniu 14 września 1984 roku zjawiska uległy przerwaniu, ale po pewnym czasie niektóre  sporadycznie się pojawiały. Były rzadsze niż dawniej i miały inny przebieg. Tak np. telewizor nie ulega zniszczeniu, ale przeciwnie potrafi się sam włączyć, kiedy w całym Sochaczewie nie ma prądu. Również radio działa bez zasilania”.
Asia Sokół opowiedziała wówczas, że „ten ktoś” działający niewidzialnie w ich domu, dawniej tylko pukał. Jednak teraz mówił ludzkim głosem i śpiewał. Próbkę tego śpiewu nagrano na taśmę magnetofonową: „Przerażający ton sprawia wrażenie, jakby pieśń wykonywało więcej osób, a nie jedna. Niestety później pieśni te same się anulowały na taśmie.  Nowym było również zjawisko pokazywania się małej, jakby dziecięcej rączki, która wychyla się zza wersalki i czyniła gest powitania. Mała Dorotka kilka razy przywitała się uścisnąwszy ową rączkę. Niestety, za ostatnim razem uległa oparzeniu! Rączka „zjawy” była gorąca!”– relacjonował biskup Kraszewski, który zwraca uwagę, że przypomina to „Muzeum Dusz Czyśćcowych” w Rzymie, gdzie istnieją ślady dłoni dusz czyśćcowych, odbite na różnych materiałach: „Te ślady wskazują, że dłonie były już nie tylko gorące, ale palące jak płomień. Ślady ich, bowiem są wypalone na materiale, którego dotykały”– wyjaśnia ksiądz biskup.
Podczas tej wizyty księża pytali, czy nie pomogłaby przeprowadzka z „nawiedzonego” domu? Okazało się, że nie pomagała. W czasie wyjazdów rodziny, zjawiska przenosiły się wraz z nimi. Tak było np. w Krakowie, dokąd matka z dziewczynkami wyjechała na jakiś czas.
Zdaniem domowników, „gość” chciał zaszkodzić rodzinie Sokołów, a w szczególności pani Hannie. Próbował ją nawet wrzucić do studni na podwórku. Poza tym „ten ktoś” przedstawiał się jako zmarły Józef Sokół, potem „Kosmita”, potem „Asia” lub mówił ludzkim głosem, że nie wie kim jest...
„Jest rzeczą wysoce nieprawdopodobną, aby tak przemawiała dusza zmarłego Józefa. Należy przypuszczać, że do działania zmarłego Józefa Sokoła dołączyły się duchy, które lubią czynić źle... Najprawdopodobniej, w stosunku do mieszkańców domu przy ulicy Dalekiej w Sochaczewie, wystąpiło tzw. zjawisko obsesji (obsessio). Zjawisko to różni się od opętania (possessio) tym, że nie dotyczy samego człowieka w jego władzach fizycznych i duchowych, ale  rzeczy i przedmiotów (np. domu), które go otaczają, stąd w języku francuskim istnieje termin „la maison is haunted” -  w tym domu straszy. Z punktu widzenia naukowego jest doświadczalnym dowodem na istnienie duchów. W czasach dzisiejszego materializmu, jest dobrą lekcją poglądową dla niedowiarków”  - stwierdził ksiądz biskup Zbigniew Józef Kraszewski.

Trauma dzieciństwa

Zjawiska te trwały co najmniej siedem lat. Występowały także poza domem na ulicy Dalekiej i dotykały nie tylko Joasi. Siostra jej ojca pewnego dnia zagubiła w swoim domu oliwiarkę od maszyny do szycia. Zirytowana podniosła wzrok do góry i zapytała zmarłego brata: - Ej ty, nie wiesz, gdzie ona jest?
 I w tej samej chwili na jej twarz spłynęły z góry krople oliwy. Podobnych zdarzeń było więcej. Wiele z nich udało się sfilmować m.in. Lechowi E. Stefańskiemu. Niestety nie wiadomo, gdzie obecnie znajdują się taśmy z zapisem tych zjawisk, które do dziś nie znalazły wyjaśnienia.
Wokół Joanny w tamtym czasie pojawiało się wiele osób. Takich, które były jej życzliwe, i tych, które pragnęły coś dla siebie ugrać.
 Czasami dochodziło do bardzo dramatycznych sytuacji. Takich, jak porwanie dziewczynki przez mieszkańców Wejherowa. Przeczytali oni o niezwykłych zdolnościach dziewczynki i postanowili wykorzystać ją do swoich makabrycznych celów.
W rodzinie tej zmarł mężczyzna, którego syn w tym czasie przebywał w wojsku i nie dostał przepustki na pogrzeb ojca. Nie to jednak go zmartwiło, lecz fakt, że bliscy pochowali go w garniturze, w którym miał schowanych kilkanaście tysięcy dolarów (wówczas był to ogromny majątek). O tym, że pieniądze są w marynarce, wiedział tylko syn będący wojsku. Rodzina nie mogła się pogodzić ze stratą fortuny i postanowiła przeprowadzić nielegalną ekshumację. Obawiali się jednak, że zmarły będzie się bronił przed opróżnieniem kieszeni. Wymyślili zatem, że zmarłego powstrzyma Joasia. W tym celu ją porwali i samochodem wieźli z Sochaczewa na cmentarz w Wejherowie. Jednak dziewczynce tuż przed celem podróży udało się uciec i powiadomić milicję.
Takich traumatycznych przeżyć miała Joasia w ciągu tamtych lat więcej.
Dziś pani Joanna jest prawnikiem i niechętnie wraca do wydarzeń sprzed lat. Jak mówi, w ogóle nie rozmawia na ten temat z mediami.
- To kontrowersyjny temat. Nie zależy mi, aby kogoś przekonywać, jak było i co się zdarzyło. Każdy niech widzi to na swój sposób. Dla mnie w tamtym czasie były to traumatyczne przeżycia. Ta sprawa dała mi jednak bardzo wiele. Po tym wszystkim jestem niezwykle silną psychicznie osobą. Mam inne spojrzenie na życie. Tamte wydarzenia pokazały mi coś, czego inni nie widzieli, o czym nie mają  pojęcia. Jestem pewna, że pomogło mi to w życiu. Dzięki temu, że poznałam wielu niezwykłych ludzi. Ale teraz odseparowałam się od tej sprawy. I nie chcę do niej wracać.

Janusz Szostak




Wahania nastrojów

$
0
0
No i proszę, jak to się na świecie wszystko zmienia. Jeszcze nie tak dawno Rosja i Putin byli dla części polskich elit politycznych statecznymi i wiarygodnymi partnerami, teraz nagle to ci politycy widzą w nich samo zło. Dotychczasowa polityka uległości przyniosła taki efekt, że Rosja właśnie nas obarcza rzekomym szkoleniem Majdanu. Zdaniem Putina, to u nas miały trenować rzekome ukraińskie bojówki. Przecież skoro mogły być u nas więzienia CIA, to czemu nie miało być obozów szkoleniowych!

Tak więc ta spolegliwa część polityków wpadła we własne sidła i doprowadziła do prawdziwego kryzysu. Churchill, po słynnej fanfaronadzie premiera Chamberlaina, który zgodził się na aneksję Czechosłowacji przez Niemcy i krzyczał, że załatwił pokój: „Mieliście do wyboru wojnę bądź hańbę. Wybraliście hańbę, a wojnę i tak będziecie mieli.”

U nas teraz jest dużo prężenia muskułów, ale zamknąć lokalny ruch graniczny z obwodem kaliningradzkim - to nie ma komu. A może nam się tamtędy przemknąć spora mniejszość rosyjska, o którą za chwilę Putin się upomni. O szpiegach nie wspomnę.

Ciekawe kiedy któryś z prominentnych polityków stwierdzi, że w Smoleńsku to jednak nie była katastrofa!

Tomasz Połeć

fot. screenshot 

Metoda faktów dokonanych

$
0
0
Referendum na Krymie zakończyło się tak, jak zakończyć się miało, świat oczywiście nie uznał jego wyników, ale Putin i tak nadal robi swoje. Najwyraźniej lekceważy sobie to, co myślą na ten temat inni politycy. Ci zaś coraz „ostrzej” mówią o sankcjach, jakie nałożą na Rosję. Tyle się jednak Rosja boi tych sankcji, co ataku komara. Praktycznie cała Europa uzależniona jest od takich albo innych bogactw naturalnych Rosji, więc ona poważnie tych strachów nie traktuje. 

I tak w atmosferze krzyków i prężenia muskułów Europy, Putin zrobił swoje, niczym Hitler w 1939 roku. I wtedy Europa pohukiwała, ale on systematycznie realizował plan. I tak będzie w przypadku Putina, ponieważ ten wychowanek KGB ma zakodowane w głowie zajęcie przynajmniej Europy, a pewnie i świata. Taka przecież była doktryna związku sowieckiego, aby socjalizm rozlać po całym świecie. 

Dziś ci przywódcy, którzy wmawiają sobie, że na Krymie ekspansja Putina się zatrzyma, popełniają ten sam błąd, jaki w 1939 roku przywódcy krajów zachodnich, którzy sądzili, że Polska zadowoli Hitlera. On ruszył dalej. 

No, w razie gdyby Rosja zajęła Ukrainę, to świat tego nie uzna. Na pewno. I nastraszy kolejnymi sankcjami! 

Tomasz Polec

ilustracja: "Gas-Putin"/Internet

Logiczny ciąg zdarzeń

$
0
0
Wyniki badania krwi gen. Błasika, wykonane przez polskich biegłych sądowych, definitywnie udowodniły, że oficer nie był pod wpływem alkoholu. Tym samym runął jeden z filarów kłamstw, które przez ostatnie lata wmawiano Polakom, że to polscy piloci zawinili, że pijany generał wbrew rozsądkowi wymuszał lądowanie i przeszkadzał siedząc w kokpicie.

Niestety większość oficjalnych mediów „przemknęła” po temacie, jednak po raz kolejny okazuje się, że to członkowie „sekty smoleńskiej” mają rację. A ponieważ w tym przypadku tzw. komisja Anodiny i komisja Millera opierały na tych kłamstwach swoje teorie, nie bardzo teraz mogą je podtrzymywać. Prawda na pewno kiedyś wyjdzie na jaw, smutne jednak jest to, jak wielu Polaków dało sobie wmówić podobne bzdury i nawet jeszcze teraz wierzą w nie.

Wszystko wskazuje na to, że te wydarzenia to ciąg przemyślanych działań. Najpierw katastrofa Casy, w której zginęło niemal całe dowództwo wojsk powietrznych, następnie katastrofa w Smoleńsku. Pierwsza zdezorganizowała naszą armię, druga wyeliminowała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nie ukrywał, że buduje sojusz, który miał powstrzymać rosyjską agresję. Przecież Putin jasno daje do zrozumienia, że będzie odbudowywał imperium sowieckie. A świat wyraża głębokie zaniepokojenie!

Tomasz Połeć

fot. screenshot/You Tube, portalblogpress



Dom nad jeziorem smutku - książka Marilynne Robinson

$
0
0
Książka pięknie i lekko napisana, czyta się z zainteresowaniem.

Akcja toczy się w miasteczku położonym nad jeziorem, które determinuje losy głównej bohaterki.  Tragiczne wydarzenia z udziałem najbliższych naznaczyły życie i losy dziewczynki i jej najbliższej rodziny.

„Pamięć to poczucie straty, a strata pociąga nas za sobą.” To historia samotnego dzieciństwa i smutku, uwolnionego przez życiowe losy rodziny.

Ruth, główna bohaterka już od wczesnego dzieciństwa trudno asymiluje się do społeczności miasteczka, w którym mieszka.  Los sprawił, że nawiązała bliską więź z ciotką – ekscentryczką, tracąc tym samym kontakt z siostrą, która samotnie i z determinacją próbuje żyć tak zwyczajnie jak mieszkańcy zamieszkałego przez główną bohaterkę miasteczka.

Ostatecznie Ruth przywyka do swojej samotności. Znajduje szczęście i miejsce w życiu takim jakie potrafi wieść. Tylko anonimowość daje jej prawdziwą wolność, a wszelkie więzi burzą wypracowane przez samotność poczucie bezpieczeństwa.

Opowieść o smutku i samotności zostawia jednak po sobie nutę optymizmu...

DSR




http://www.wydm.pl/p/1116/dom-nad-jeziorem-smutku

Igrzyska bez chleba

$
0
0
Po wątpliwych korzyściach, jakie ponoć mieliśmy z organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej, nie sądziłem, że komukolwiek wpadnie do głowy, aby próbować zabiegać o jeszcze jakąś tego typu imprezę. Mówię o wątpliwych korzyściach - ponieważ trudno uznać za sukces wybudowanie połowy autostrady, rozpoczęciu kilku innych dróg i... ogromne koszty - jakie poniesiono w związku z tą imprezą.

Dlatego ze zdumieniem słucham o pomyśle organizowania igrzysk zimowych w Polsce. Szczególnie w sytuacji, gdy w sejmie protestują rodzicie niepełnosprawnych dzieci, przed sejmem opiekunowie niepełnosprawnych dorosłych, a braki w budżecie widzą już chyba wszyscy. Wydawało mi się, że pomysł z igrzyskami to był żart, tymczasem okazuje się, że są ludzie, którzy traktują rzecz poważnie.

Nie bardzo wiem, skąd mamy wziąć 50 miliardów dolarów, jakie np. wydała Rosja, ale być może już wkrótce kwestia zimowej olimpiady stanie się racją stanu RP.

No cóż, w takich sytuacjach najłatwiej zrozumieć sens starego powiedzenia, że dla utrzymania władzy potrzeba chleba i igrzysk.

Niestety mam wrażenie, że z tym chlebem najlepiej nie jest!

Tomasz Połeć




Dymek: Rzepka(kliknij w obrazek)





 

Widmo sprawiedliwości

$
0
0
W  filmie Luisa Buñuela „Widmo wolności” snajper, który strzelał do przechodniów został schwytany i postawiony przed sądem. Po odczytaniu wyroku, a była to kara śmierci, skazany  ukłonił się, żandarmi rozkuli go z kajdanek, a prawnicy złożyli gratulacje  i poczęstowali  papierosem. Zabójca wyszedł z sądu jako wolny człowiek, rozdając autografy.

Wymiar sprawiedliwości w Polsce coraz częściej przypomina mi  tę scenę z dzieła jednego z twórców kina surrealizmu. Bo to przecież czysty surrealizm , że sądy najpierw potwierdzają przyjęcie łapówek przez oskarżonych,  po czym są oni uniewinniani. Jakby tego było mało, jedna z podsądnych  zażądała  zwrotu przedmiotów wręczonych jej jako łapówki – pióra z brylantem i ekskluzywnej whisky.

W innej sprawie,  sędzia  będący karygodnym przykładem służalczości  wobec władzy nadal spokojnie sobie pracuje, natomiast człowiek, który ujawnił tę patologię w prasie, trafił do aresztu.
Generałowie Jaruzelski i Kiszczak nie mogą brać udziału w procesach ponieważ według opinii biegłych  są bardzo chorzy.  Nie ma jednak przeszkód żeby uczestniczyli w wystawnych imprezach jubileuszowych lub wygrzewali się w słońcu Egiptu. Jedynymi ludźmi, których spotkały kary w związku z procesami tych generałów są byli opozycjoniści domagający się sprawiedliwości.

Tragifarsą i rechotem historii jest również  fakt , że osobnik który miał znaczny udział we wprowadzaniu w naszym kraju systemu totalitarnego, dziś  uczestniczy w debacie  pt. „O brunatnej Polsce” jako problemie współczesnym. Życiorys znanego filozofa prof. Zygmunta Baumana jest bowiem momentami tak ciemny, jak pomieszczenia ubeckich katowni. Pisał na ten temat  historyk, Piotr Gontarczyk badający archiwa IPN:

„Wynika z nich, że w latach 1945–1953 Bauman był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Struktura, choć ubrana w mundury wojskowe, to z wojskiem miała niewiele wspólnego. Była bowiem zbrojnym ramieniem partii komunistycznej utworzonym na wzór wojsk NKWD i służącym ujarzmieniu polskiego społeczeństwa. To właśnie jednostki KBW ścigały po wojnie najsłynniejsze oddziały polskiej partyzantki: V. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” na Białostocczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” na Lubelszczyźnie czy Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu. Przeciwko zbrojnemu podziemiu walczył z bronią w ręku także Bauman. Otrzymał za to Krzyż Walecznych.”

Nie przeszkadzało to prezydentowi Wrocławia, który zaprosił Zygmunta Baumana do wygłoszenia wykładu na miejscowym uniwersytecie.  Przeciwko wizycie stalinowskiego majora zaprotestowali kibice Śląska Wrocław i  członkowie NOP-u.  Zostali oskarżeni o zakłócenie wykładu.  Niedawno rozpoczął się ich proces.

W grudniu zeszłego roku  doszło  do innego protestu, kiedy to na uczelni w Poznaniu  grupa anarchistów i squattersów przebranych w damskie fatałaszki doprowadziła do przerwania  wykładu (jeden z nich wskoczył na stół wykładowcy)  ks. prof. Pawła Bortkiewicza. Wtedy to  mainstreamowe  media użalały się na brutalną interwencję policji, która wyprowadziła z sali protestujących. Nie słyszałem natomiast , by sprawcy  tego „happeningu”  mieli odpowiadać za swój czyn przed sądem.

24.03.2014




Bitwa o Anglię

$
0
0
Naukowcy stwierdzili, ponad wszelką wątpliwość, że najsłynniejszy w historii seryjny morderca - zwany Kubą Rozpruwaczem - urodził się w Kielcach. Naprawdę nazywał się Józef Lis i pochodził z żydowskiej rodziny.

Od młodych lat ten osobnik uwielbiał posługiwać się w kontaktach z innymi nożem. Niewątpliwie był on pionierem kieleckich scyzoryków. Zaś efektem jego upodobnia do białej broni było zamordowanie kilkunastu londyńskich prostytutek.

Zapewne fakt, że Kuba Rozpruwacz wywodził się z Polski, nie najlepiej przysłuży się naszym rodakom wybierającym życie w Wielkiej Brytanii. Co prawda, osoby o poglądach nacjonalistycznych - na pocieszenie - mogą twierdzić, że Józef Lis nie był „prawdziwym Polakiem”. Marna to jednak otucha, zważywszy na fakt, że niemal każde polskie miasto ma swojego Kubę Rozpruwacza, niekoniecznie  rodem z Kielc czy Londynu.

Warto natomiast zatrzymać się na chwilę nad życiem naszych rodaków w Wielkiej Brytanii. Z przekazów - głównie prasy polonijnej - wynika, że nie jest ono tak różowe, jakby nam się wydawało. Polonijne media piszą o powszechnych przypadkach prześladowania polskich dzieci w brytyjskich szkołach. Niemal codziennie dochodzi do napaści na młodych Polaków pracujących w Anglii czy Szkocji. Podłożem agresji nie jest jednak odwet za Kubę Rozpruwacza, lecz faktyczne lub urojone odbieranie przez Polaków miejsc pracy tubylcom.

W rzeczywistości Anglicy mają w stosunku do Polaków wiele kompleksów. Zazdroszczą nam choćby pracowitości i przedsiębiorczości,  gdyż sami zazwyczaj mają komplet dwóch  lewych rąk. I liczą, że zaradność życiową przyniesie im Mikołaj na Gwiazdkę.  

Jestem przekonany, że brytyjska gospodarka bez imigrantów z Polski byłaby w głębokim dołku. To jednak tubylcy - w tym ich  premier - notorycznie obsadzają naszych rodaków w roli szkodników i wyłudzaczy.  Zapominając, że Polacy są trzecią największą grupą w Wielkiej Brytanii. Więcej jest tylko rodzimych mieszkańców i Hindusów.  Gdyby w Anglii było tylu Rosjan co Polaków, to Putin dawno przyłączyłby ją do Rosji.

Ale i tak jestem pewien, że za kilkanaście lat wygramy „bitwę” o Anglię.

Zadufanym w sobie Anglikom warto choćby przypomnieć, że pierwsi Polacy przybyli do Australii w 1696 r., dwa lata przed tym,  gdy zawinął tam pierwszy angielski statek. Polacy przypłynęli do Australii w holenderskiej wyprawie poszukiwawczej. Natomiast Anglicy przybywali tam na zesłanie. Byli to głównie przestępcy i prostytutki. Dziś ich potomkowie to elita Australii.

Tymczasem Polacy do Wielkiej Brytanii wyruszają raczej z własnej woli i niewielu z naszych rodaków trudni się tam przestępczością czy prostytucją. Większości dajemy się tam poznać, jako doskonali fachowcy, ludzie przedsiębiorczy i pracowici.

Anglicy na taką opinię muszą jeszcze bardzo długo pracować. W  Polsce kojarzą się z zapijaczonymi, zarzyganymi osobnikami zaczepiającymi młode kobiety. Bądź biegającymi nago po Krakowie. Do tego nie potrafią dogadać się z nikim nigdzie w żadnym języku, oprócz własnego.  Dlatego – z litości dla ich braków w wykształceniu - angielski jest używany powszechnie na całym świecie. Żeby mogli cokolwiek zrozumieć.

Janusz Szostak

Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu magazynu REPORTER


Lekcja szacunku

$
0
0
Wybory do europarlamentu zbliżają się nieubłaganie. Niestety mam wrażenie, że część polityków traktuje nas, wyborców, jak ludzi niespełna rozumu. Nie chodzi mi o hasła, które w każdych wyborach nie są zbyt mądre, ale o kandydatów. Niektóre partie już się tak zapędziły, że wystawiają ludzi, którzy kompletnie nie mają styku z polityką.

Nie chcę wymieniać konkretnych nazwisk, żeby w ten sposób nie robić im kampanii, ale muszę się odnieść do samej zasady podsuwania nam podobnych niedorzeczności. To, że ktoś jest znanym sportowcem, aktorem lub piosenkarzem, wcale nie oznacza, że będzie właściwie reprezentował nasze interesy w Brukseli. To wymaga nieco innych kwalifikacji.

Ja wiem, że w Polsce do parlamentu trafiały różne dziwadła, gwiazdy Big Brothera etc. Niemal w każdych wyborach podobni kandydaci trafiają na partyjne listy, a Polacy często kierują się w swych wyborach nie wiedzą, lecz pozorami.

Powinniśmy sobie zdać sprawę, że w ten sposób partie dają nam do zrozumienia, że traktują nas niepoważnie. A jeśli tak, to nie powinniśmy na nie głosować. Nauczmy polityków szanować elektorat.

Tomasz Połeć


ilustracja: KAP



Pamięć i duma. W hołdzie ofiarom tragedii smoleńskiej

$
0
0
Chciałbym przypomnieć filmik, który po tragedii smoleńskiej zrobiłem z wybranych zdjęć blogerów  portalu Blogpress.pl. Autorem znacznej części fotek jest Bernard, wykorzystałem również zdjęcia Czarka Czerwińskiego, Nietoperza, Yarroka, Pestka,  MarkaD,  oraz własne. 

Ten swoisty album był wówczas hołdem złożonym przez nas – blogerów,  wszystkim ofiarom tragedii smoleńskiej. Powróćmy na chwilę do tamtych dni.




fot. screenshot / You Tube, portalblogpress


Stara notka i komentarze na Blogpressie

AKO: Zerwijcie z postawą bierności wobec wpajania fałszu

$
0
0
W czwartą rocznicę katastrofy smoleńskiej wyrażamy głęboki żal po stracie elity Rzeczypospolitej Polskiej z Prezydentem prof. Lechem Kaczyńskim na czele. Pomimo upływu czterech lat od chwili katastrofy powołane do tego instytucje państwowe nie doprowadziły do jej wiarygodnego wyjaśnienia. Dochodzenia prokuratorskie były i są prowadzone tak, by nie kolidowały z narzuconymi a priori założeniami. Powszechnie znane zaniedbania tych instytucji w dochodzeniu prawdziwych przyczyn katastrofy spowodowały utratę wiarygodności nie tylko ich samych, ale również organów państwa  odpowiedzialnych za ich powołanie i nadzór.

Akademickie Kluby Obywatelskie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Krakowie, Warszawie i Łodzi domagają się odrzucenia raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego z dnia 25 lipca 2011 roku, który w głównych punktach oparty jest na raporcie rosyjskiego MAK. Raport KBWLLP w wielu zasadniczych kwestiach przyjmuje ustalenia – m.in. co do mechaniki zniszczenia samolotu – niezgodne z prawami fizyki. Podczas II Konferencji Smoleńskiej, w której uczestniczyło ponad dwustu uczonych, wybitnych specjalistów w swoich dziedzinach, z Polski, USA, Australii, Kanady i Danii, w kilkudziesięciu wygłoszonych referatach wskazano ponad sto istotnych sprzeczności między treścią tego raportu, a wiedzą z zakresu nauk fizycznych, technicznych, medycznych, socjologicznych i prawnych.

II Konferencja Smoleńska wskazała zakres dalszych badań, jakie są niezbędne dla pełnego wyjaśnienia tej wielkiej narodowej tragedii. Apelujemy do stosownych gremiów uczelni wyższych o podjęcie działań, które umożliwią pracownikom uczelni włączenie się do badań przebiegu katastrofy smoleńskiej z zachowaniem wszystkich zasad obowiązujących w życiu naukowym. Apelujemy o zachowanie najwyższych standardów przy recenzowaniu projektów naukowych i nieuleganie wszechobecnej dziś politycznej poprawności, oraz naciskom mającym na celu wyciszenie sprawy. Nie można dłużej tolerować niezgodnych z prawdą wniosków raportu KBWLLP; oczekujemy ustalenia winnych doprowadzenia do sytuacji krytycznej przed katastrofą smoleńską i skandalicznego sposobu prowadzenia śledztwa.

Zwracamy się przede wszystkim do pracowników nauki z apelem o zerwanie z postawą bierności wobec wpajania fałszu zamiast wyjaśniania przyczyn katastrofy. Wymaga tego uczciwość naukowa, którą przyrzekaliśmy odbierając stopień naukowy doktora, a także odpowiedzialność za kształtowanie postaw społecznych, zwłaszcza młodzieży. Ostentacyjna obojętność instytucji naukowych wobec prowadzenia i finansowania tych badań skutkuje obniżeniem ich prestiżu i zaufania w społeczeństwie.

W tej sytuacji na najwyższe nasze uznanie zasługują: po pierwsze – działania polityków, głównie skupionych wokół Zespołu Parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy Tu-154 M z 10 kwietnia 2010 roku, kierowanego przez pana posła Antoniego Macierewicza; po drugie – prace polskich uczonych dążących do uczciwego, zgodnego z najwyższymi standardami nauki wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej; po trzecie – wytrwałe podejmowanie tematu tragedii smoleńskiej przez niektóre media i niezależnych publicystów.

Wszystkim tym osobom i środowiskom składamy serdeczne podziękowania i wyrazy najwyższego szacunku.


 AKO Poznań

    ks. Adam Adamski COr – UAM Poznań
    mgr Przemysław Alexandrowicz – KIK Poznań
    mgr Mirosław Andrałojć – archeolog, Poznań
    dr Aleksandra Andruszewska – Instytut Włókien Naturalnych, Poznań
    mgr Krystyna Andrzejewska – UAM Poznań
    dr hab. Bartłomiej Andrzejewski – prof. Inst. Fizyki Molekularnej PAN, Poznań
    dr Róża Antkowiak – UAM Poznań
    prof. dr.hab. Wiesław Antkowiak – UAM Poznań
    dr hab. Barbara Apolinarska – prof. Inst. Genetyki Roślin PAN, Poznań
    dr Adam Babula – UAM Poznań
    dr Lidia Banowska – UAM Poznań
    dr Arkadiusz Bednarczuk – UAM Poznań
    prof. dr hab. Leszek Bednarczuk – Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków
    dr Paweł Binek – Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków
    prof. dr hab. dr h.c. Czesław Błaszak – UAM Poznań
    mgr Janina Błaszak – Politechnika Poznańska
    dr Mirosława Błaszczak-Wacławik – Uniwersytet Śląski
    prof. dr hab. dr h.c. Jacek Błażewicz – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. Krystyna Boczoń – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab. Władysław Boczoń – UAM, Poznań
    prof. Mieczysława Irena Boguś – PAN Warszawa
    dr Krzysztof Borowczyk – UAM Poznań
    dr inż. Krzysztof Borowiak – Poznań
    ks.prof.dr hab. Paweł Bortkiewicz – UAM Poznań
    dr hab. Mariusz Bryl – UAM Poznań
    prof. dr hab. Jerzy Brzeziński – Uniwersytet Zielonogórski
    lek. stom. Krystyna Celichowska – stomatolog, Poznań
    doc. dr Bogdan Celichowski – architekt, Poznań
    dr Marek Chabior – klimatolog, Szczecin
    dr inż. Stanisław Chęciński – Politechnika Wrocławska
    prof. dr hab. Adam Choiński – UAM Poznań
    dr Remigiusz Ciesielski – UAM Poznań
    mgr inż. Piotr Cieszyński – informatyk, Poznań
    prof. dr hab. med. Andrzej Cieśliński – Uniwersytet Medyczny Poznań
    mgr Ewa Ciosek – ekonomista, Poznań
    dr Małgorzata Czabańska-Rosada – PWSZ Gorzów Wlkp.
    dr Elżbieta Czarniewska – UAM Poznań
    dr Bożena Cząstka-Szymon – WSP Katowice
    prof. dr hab. Janusz Czebreszuk – UAM Poznań
    dr med. Maria Barbara Czekalska – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab. med. Stanisław Czekalski – Uniwersytet Medyczny Poznań
    mgr Zbigniew Czerwiński – radny Sejmiku Wlkp.
    dr inż. Stanisław Czopor – leśnik
    prof. dr hab. Jacek Dabert – UAM Poznań
    dr Mirosława Dabert – UAM Poznań
    mgr Jan Dasiewicz – Poznań
    dr Maria Dąbrowska-Bąk – UAM Poznań
    dr Maria de Mezer-Dambek – lekarz, Poznań
    dr Maria Elżbieta Dębowska – Uniwersytet Wrocławski
    mgr inż. Maria Dolata – architekt, Poznań
    mgr Danuta Anna Domaradzka – Uniwersytet Medyczny Poznań
    prof. dr hab. Kazimierz Dopierała – UAM Poznań
    prof. dr hab. Józef Drabik – BSW Bydgoszcz
    prof. dr hab. Leon Drobnik – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab. Edward Dutkiewicz – UAM Poznań
    prof. dr hab. Maria Dutkiewicz – UAM Poznań
    dr Tadeusz Dziuba – poseł na Sejm, Poznań
    mgr Sylwiana Firin-Gramowska – nauczyciel, Poznań
    dr med. Jerzy Fischbach – Akademia Muzyczna, Poznań
    prof. dr hab. Bolesław Fleszar – Politechnika Rzeszowska
    prof. dr hab. inż. Antoni Florkiewicz – Politechnika Poznańska
    mgr inż. Wojciech Foltyn – rolnik
    mgr inż. Bogdan Freytag – Poznań
    dr hab. Jerzy Galina – PAN, Poznań
    dr med Grzegorz Gertig – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab Bożena Górczyńska-Przybyłowicz – UAM Poznań
    dr hab. Ewa Anna Gruszczyńska-Ziółkowska – prof. Uniwersytetu Warszawskiego
    prof. dr hab. Witold Grzebisz – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    mgr Stanisław Grzesiek – artysta plastyk, Poznań
    dr Zdzisław Habasiński – informatyk, Poznań
    mgr Jolanta Hajdasz – nauczyciel akademicki, dziennikarz, Poznań
    mgr Iwona Horodecka – Biblioteka Raczyńskich, Poznań
    prof. dr hab. Henryk Hudzik – UAM Poznań
    mgr Eugeniusz Ilmak – Uniwersytet Zielonogórski
    dr hab.inż Jacek Jackowski – prof. Politechniki Poznańskiej
    prof. dr hab. dr h.c. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz – UAM Poznań
    prof. dr hab. Dobrochna Jankowska – UAM Poznań
    mgr inż. Robert Witold Jankowski – właściciel firmy edukacyjnej, Poznań
    dr Małgorzata Julianna Jaracz – językoznawca, Bydgoszcz
    prof. dr hab. Jarosław Jarzewicz – UAM Poznań
    mgr Jolanta Jasińska – biofizyk, nauczyciel, Poznań
    prof. dr hab. Tomasz Jasiński – UAM Poznań
    dr Teresa Jerzak-Gierszewska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Marek Jerzy – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    mgr Kazimierz Jósko-Wielgocki – radca prawny, Poznań
    mgr inż. Andrzej Judek – Stow. Rodzin Katolickich Arch. Poznańskiej
    dr Jerzy Kaczmarek – UAM Poznań
    dr Józef Kapusta – Instytut Biotechnologii i Antybiotyków, Warszawa
    dr hab. Janusz Kapuściński – PWSZ Kalisz
    lek. med. Zofia Karaszkiewicz – lekarz neurolog, Poznań
    dr Anna Kasprzyk – UAM Poznań
    prof. dr hab. Andrzej Kaźmierski – UAM Poznań
    mgr Iwona Klimaszewska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Bożena Klimczak – Uniwersytet Ekonomiczny, Wrocław
    prof. dr hab. Zdzisław Kołaczkowski – AWF Poznań
    prof. dr hab. inż. Jan Adam Kołodziej – Politechnika Poznańska
    mgr Izabela Komar-Szulczyńska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Aleksander Kośko – UAM Poznań
    prof. em. dr hab. inż. Alojzy Kowalkowski – Uniwersytet w Kielcach
    dr hab. Jacek Kowalski – UAM Poznań
    prof. dr hab. Edmund Kozal – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    prof. dr hab. Stanisław Kozłowski – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    dr hab. Henryka Kramarz – prof., Uniwersytet Pedagogiczny, Kraków
    prof. dr hab. Marek Kraska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Tadeusz Marek Krygowski – Uniwersytet Warszawski
    dr Henryk Krzyżanowski – UAM Poznań
    mgr Jerzy Kubiak – artysta teatru, Poznań
    lek. med. Róża Filomena Kubiak – lekarz, Poznań
    dr hab. Grzegorz Kubski – prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego
    prof. dr hab. Grzegorz Kucharczyk – Inst. Historii PAN, Warszawa
    dr Dariusz Piotr Kucharski – Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, Poznań
    prof. dr hab. Wojciech Kuczyński – Inst. Fizyki Molekularnej PAN, Poznań
    prof. dr hab. Maria Kujawska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Mieczysław Kujawski – Politechnika Poznańska
    inż. Julian Kulczyński – przedsiębiorca, rolnik – Poznań
    mgr Ewa Kuleczka-Drausowska – pedagog, Poznań
    dr Małgorzata Kulesza-Kiczka – lekarz. Poznań
    dr Katarzyna Kulińska – PAN, Poznań
    dr hab. Tadeusz Kuliński – prof. nzw. IChB PAN, Poznań
    dr Beata Kuna – Politechnika Gdańska
    dr hab. Jacek Kurzępa – Akademia Pedagogiki Specjalnej Warszawa
    dr Przemysław Lehmann – PAN Poznań
    mgr Elżbieta Leszczyńska – UAM Poznań
    dr Maria Leśniewicz – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. Ignacy Lewandowski – UAM Poznań
    mgr inż. Jolanta Lisiak – architekt, Poznań
    mgr inż. Rafał Lisiak – architekt, Poznań
    dr hab. inż Władysław Łańczak – prof. Politechniki Poznańskiej
    mgr Agata Ławniczak – dziennikarz, reżyser, nauczyciel akademicki
    dr Eryk Łon – Uniwersytet Ekonomiczny, Poznań
    mgr Małgorzata Łośko – UAM Poznań
    mgr Jolanta Łuczak – polonista, Austria
    mgr Ryszard Łuczak – germanista, Austria
    dr inż. Piotr Łukasiak – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. Andrzej Maciejewski – UAM Poznań
    dr Małgorzata Maciukiewicz – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    mgr Agata Macniak – hispanista, Poznań
    ks. kan. Tadeusz Magas – duszpasterz „S”
    ks. inż. Jan Majchrzak – Chodzież
    dr hab. Przemysław Makarowicz – UAM
    prof. dr hab. Andrzej Malinowski – UAM Poznań
    mgr Sylwia Małecka – polonista, pedagog, Poznań
    mgr Szymon Małecki – polonista, pedagog, Poznań
    prof. dr hab. Jerzy Marcinek – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    prof. dr hab. Arkadiusz Marciniak – UAM Poznań
    prof. dr hab. Wojciech Markiewicz – PAN, Poznań
    mgr Jan Martini – artysta muzyk, Poznań
    mgr Helena Materny – nauczyciel, Poznań
    mgr Ryszard Materny – Poznań
    mgr Anna Matysiak – UAM Poznań
    inż. Janusz Matysiak – przedsiębiorca, Poznań
    dr hab. Karol Mausch – prof. UAM
    dr Piotr Meteniowski – Poznań
    prof. dr hab. inż. Krystyna Mędrzycka – Politechnika Gdańska
    dr Jerzy Michalik – UAM Poznań
    prof. dr hab. inż. Jacek Michalski – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    prof. dr hab. Michał Mierzejewski – Uniwersytet Wrocławski
    dr Bożena Mikołajczak – UAM Poznań
    prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – UAM Poznań – przewodniczący AKO Poznań
    prof. dr hab. inż. Jacek Młochowski – Politechnika Wrocławska
    prof.dr hab. Krzysztof Moliński – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    mgr Paulina Molska – Poznań
    mgr Tomasz Molski – historyk, Poznań
    mgr Celina Monikowska-Martini – artysta muzyk. Poznań
    dr Jan Mosiński – przew. ZR NSZZ Solidarność Kalisz
    mgr Grażyna Musiał – Muzeum Narodowe w Poznaniu
    prof. dr hab. Grzegorz Musiał – UAM Poznań
    prof. dr hab. Czesław Muśnicki – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    mgr Danuta Namysłowska – nauczyciel, Poznań
    mgr Stanisław Nastaj – Instytut Nawozów Sztucznych, Puławy
    Maciej Neuman – Poznań
    prof. dr hab. Andrzej Nowak – UJ Kraków
    mgr Wilhelmina Nowak – Poznań
    dr hab. Andrzej Nowakowski – prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego
    prof. dr hab. Aurelia Nowicka – UAM Poznań
    prof. dr hab. Elżbieta Nowicka – UAM Poznań
    dr Malgorzata Okulicz-Kozaryn – UAM Poznań
    prof. dr hab. Radosław Okulicz-Kozaryn – UAM Poznań
    mgr Wiesław Stanisław Olichwier – prawnik, Poznań
    prof.dr hab. Maria Jolanta Olszewska – Uniwersytet Warszawski
    mgr Włodzimiera Pajewska – UAM Poznań
    inż. Ryszard Paprzycki – przedsiębiorca, Poznań
    prof. dr hab. Jan Paradysz – Uniwersytet Ekonomiczny, Poznań
    prof. dr hab. Stanisław Paszkowski – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    dr Andrzej Pawuła – UAM Poznań
    prof. dr hab. med. Krystyna Pecold – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    dr Barbara Peplińska – UAM Poznań
    dr Ryszard Piasek – reżyser, Poznań
    mgr Mikołaj Pietraszak-Dmowski – Fundacja Raczyńskich, Rogalin
    prof. dr hab. Barbara Piłacińska – UAM Poznań
    dr Ryszard Piotrowicz – UAM Poznań
    dr hab. Jacek Piszczek – IOR PIB Toruń-Poznań
    prof. dr hab. Agnieszka Popiela – Uniwersytet Szczeciński
    prof. dr hab. Jan Prostko-Prostyński – UAM Poznań
    mgr Maria Przybylska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Andrzej Przyłębski – UAM Poznań
    prof. dr hab. inż. Tadeusz Puchałka – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. Zdzisław Puślecki – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    dr inż. Konrad Pylak – Politechnika Lubelska
    dr Jacek Radomski – UAM Poznań
    dr hab. Wiesław Ratajczak – UAM Poznań
    dr hab. Lucyna Rempulska – Politechnika Poznańska
    mgr Emilia Rogalińska – nauczyciel, Poznań
    prof. dr hab. Tadeusz Rorat – PAN, Poznań
    prof. dr hab. Grzegorz Rosiński – UAM Poznań
    dr Lech Różański – PTPN, Poznań
    mgr Wanda Różycka-Zborowska – reżyser
    prof. dr hab. Wojciech Rypniewski – PAN Poznań
    prof. dr hab. Ewa Ryś – UAM Poznań
    prof. dr hab. Jan Sadowski – UAM Poznań
    prof. dr hab. med. Jerzy Samson-Zakrzewski – Uniwersytet Medyczny Poznań
    mgr Halina Aurelia Siwa – dziennikarz, Poznań
    dr Andrzej Jan Skrzypczak – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. Jan Skuratowicz – UAM Poznań
    prof. dr hab. Marian Smoczkiewicz – Uniwersytet Medyczny Poznań
    mgr inż. Jan Smólski – Poznań
    dr Robert Sobków – ekonomista, Poznań
    prof. dr hab. inż. Marek Sozański – Politechnika Poznańska
    mgr Zygmunt Sporny – Poznań
    dr Teresa Stanek – UAM Poznań
    prof. dr hab. Anna Stankowska – UAM Poznań
    prof. dr hab. Wojciech Stankowski – UAM Poznań
    mgr Piotr Stawicki – radca prawny, Poznań
    mgr Gabriela Stępczak – pedagog, Poznań
    mgr Bernadeta Sturzbecher – UAM Poznań
    dr inż. Krzysztof Sturzbecher – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. Wojciech Suchocki – UAM Poznań
    prof. dr hab. Eugeniusz Szcześniak – UAM Poznań
    prof. dr hab. Zofia Szczotka – Inst. Dendrologii PAN, Kórnik
    prof. dr hab. Józef Szpikowski – UAM Poznań
    dr hab. Andrzej Szpulak – UAM Poznań
    prof. dr hab. Jan Jacek Sztaudynger – Uniwersytet Łódzki
    dr Anna Szukalska – Politechnika Poznańska
    mgr Edwin Szukalski – Politechnika Poznańska
    mgr Maciej Szulc – przedsiębiorca, Poznań
    prof. dr hab. med. Roman Szulc – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    dr Mirosław Szulczyński – UAM Poznań
    dr Mirosław Szumiło – UMCS Lublin
    lek. med. Halina Szwarc-Hetmaniak – lekarz, Poznań
    dr Wojciech Szwed – UP Poznań
    dr Hanna Szweycer – fizyk, Poznań
    prof. dr hab. inż Michał Szweycer – Politechnika Poznańska
    dr Urszula Szybiak-Stróżycka – UAM Poznań
    prof. dr hab. Henryk Szydłowski – UAM Poznań
    ks. prof. dr hab. Jan Szymczyk – KUL, Lublin
    prof. dr hab. Wojciech Święcicki – PAN, Poznań
    mgr Małgorzata Talarczyk-Andrałojć – archeolog, Poznań
    prof. dr hab. Jerzy Tarajkowski – Uniwersytet Ekonomiczny, Poznań
    prof. dr hab. Kazimierz Tobolski – UAM Poznań
    mgr Grzegorz W. Tomczak – reżyser, Poznań
    prof. dr hab. Lech Torliński – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    mgr inż. Jacek Tuchołka – Poznań
    dr Marek Mariusz Tytko – UJ Kraków
    dr inż. Alicja Ewa Urbanowicz – projektant, Poznań
    prof. dr hab. Ryszard Vorbrich – UAM Poznań
    mgr Henryk Walendowski – Poznań
    dr hab. Ryszard Walkowiak – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    prof. dr hab. med. Jerzy Bożydar Warchoł – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab. Jan Wawrzyńczyk – Uniwersytet Warszawski
    dr Marek Wedemann – UAM Poznań
    dr Maria Wejchan-Judek – Politechnika Poznańska
    prof. dr hab. inż. Jerzy Weres – Uniwersytet Przyrodniczy, Poznań
    dr Józef Wieczorek – Niezależne Forum Akademickie, Kraków
    dr Jerzy Wierzchowiecki – Szpital Miejski, Grodzisk Wlkp.
    prof. dr hab. med. Michał Wierzchowiecki – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab. Zdzisław Julian Winnicki – Uniwersytet Wrocławski
    prof. dr hab. Janina Wiszniewska – Państwowy Instytut Geologiczny, Warszawa
    dr hab. Maria Wołuń-Cholewa – Uniwersytet Medyczny, Poznań
    prof. dr hab. Henryk Woźniakowski – Uniwersytet Warszawski
    dr Bartłomiej P. Wróblewski – Wyższa Szkoła Psychologii Społecznej, Poznań
    mgr Andrzej Wybrański – nauczyciel, Poznań
    prof. dr hab. Barbara Wysocka – PAN, Poznań
    mgr Maria Zawadzka – nauczyciel, Poznań
    prof. dr hab. Stefan Zawadzki – UAM Poznań
    mgr Tomasz Zdziebkowski – przedsiębiorca, Poznań
    dr Franciszek Zerbe – lekarz, Poznań
    dr Jerzy Zerbe – UAM Poznań
    mgr Małgorzata Zielonacka – adwokat, Poznań
    dr Andrzej Zielonacki – adwokat, Poznań
    dr Bronisława Zielonka – Uniwersytet Gdański
    dr Tadeusz Zysk – przedsiębiorca, wydawca, Poznań
    Jerzy Żarnowski – HCP, Poznań
    dr Jakub Żmidziński – Uniwersytet Artystyczny, Poznań
    prof. dr Jacek Żurada – University of Louisville, USA

AKO Kraków

    dr inż. Andrzej Augustynek, AGH Kraków
    dr hab. Roman Badora, UŚ Katowice
    dr Bałuk-Ulewiczowa, em. UJ Kraków
    dr Mirosław Boruta, UP Kraków
    prof. dr hab. inż. Bronisław Barchański, em. AGH Kraków
    prof. dr hab. inż. Dalczyńska-Jonas, AGH Kraków
    prof. dr hab. inż. Jan Tadeusz Duda, AGH Kraków
    dr hab. Katarzyna Dybeł, prof. UJ Kraków
    prof. dr hab. Maria Dzielska, em. UJ Kraków
    prof. zw. dr hab. inż. Kazimierz Flaga,  dr h.c. PK Kraków
    dr hab. Wit Foryś, UJ Kraków
    mgr Irena Gąsior, INiG Kraków
    dr Krzysztof Godwod, Warszawa
    prof. dr hab. Grzmil-Tylutki, UJ Kraków
    prof. zw. dr hab. Ryszard Kantor, UJ Kraków – przewodniczący AKO Kraków
    dr hab. Zofia Kaszowska, ASP Kraków
    dr hab. inż. Janusz Kawecki, Kraków
    mgr inż. Mariusz Klapper, AGH, PK Kraków
    prof. dr hab. inż. Andrzej Korbel, PAU Kraków
    prof. Grażyna Korpal, ASP Kraków
    dr hab. inż. Adam Korytowski,  prof. n. AGH Kraków
    prof. dr hab. Maria Korytowska, UJ Kraków
    prof. dr hab. inż. Wojciech Kucewicz, AGH Kraków
    mgr Edward Kuliga, Kraków
    prof. dr hab. inż. Stanisław Kuta, AGH Kraków
    prof. dr hab. Ryszard Legutko, UJ Kraków
    prof. dr hab. Edward Malec, UJ Kraków
    prof. dr hab. inż. Milewska-Duda, AGH Kraków
    dr hab. Adam Nodzeński, em. prof. AGH Kraków
    mgr Andrzej Ossowski, em. AGH Kraków
    dr inż. Bernadetta Pasierb, PK Kraków
    dr Krystyna Rakoczy-Pindor, em. AGH Kraków
    prof. dr hab. inż. Jacek Rońda AGH Kraków
    dr inż. Maria Sapor, nauczyciel akademicki, Kraków
    mgr Jolanta Sekutowicz, ASP Kraków
    dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański, em. AGH Kraków
    prof. dr hab. inż. Stefan Taczanowski, AGH Kraków
    prof. dr hab. Ryszard Terlecki, Akademia Ignatianum, Kraków
    mgr Stanisława Tytko, Kraków
    dr Mariusz Marek Tytko, UJ Kraków
    mgr Barbara Zawidowska, Kraków

AKO Łódź

    prof. dr hab. Michał Seweryński – przewodniczący AKO Łódź
    dr hab. Radosław Żurawski vel Grajewski, prof. UŁ

AKO Warszawa

    Prof. nadzw. dr hab. Stanisław Ancyparowicz
    Prof. dr hab. n. med Krzysztof Bielecki
    Prof. dr hab. Mieczysława Irena Boguś
    Dr Paweł Bromski
    Mgr Andrzej Budzyk
    Dr Leszek Buller
    Dr hab. Janusz Czyż
    Prof. dr hab. inż. Eugeniusz Danicki
    Dr hab. Wojciech Fabianowski
    Prof. dr hab. Piotr Fiedor
    Dr hab. Andrzej Gąsowski
    Mgr Kazimierz Gerlach
    Prof. dr hab. Piotr Gliński
    Ks. dr hab. Waldemar Gliński
    Dr Jerzy Goliszewski
    Dr Artur Górski
    Dr hab. Grzegorz Górski
    Dr hab. Czesław Grajewski
    Dr inż. Irena Gronowska
    Dr hab. Marek Wojciech Gutowski
    Mgr Irena Iwasińska-Budzyk
    Prof. dr hab. Jerzy Jurkiewicz
    Prof. dr hab. Tadeusz Kaczorek
    Dr Jerzy Kazimierczak
    Dr hab. Marek Kloss
    Prof. dr hab. Andrzej Kochański
    Dr hab. Tadeusz Kołodziej
    Dr Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz, prof. ndzw. Uczelni Łazarskiego
    Prof. dr hab. Józef Krzyżewski
    Dr Joanna Lisek
    Dr hab. inż. Grażyna Łypacewicz
    Prof. dr hab. Alfred J. Meissner
    Prof. dr hab. Jacek Modliński
    Prof. dr hab. inż. Jan B. Obrębski
    Prof. dr hab. Janusz Odziemkowski
    Dr inż. Grażyna Ożarek
    Dr hab. Krzysztof Papis
    Dr hab. Krystyna Pawłowicz
    Dr Bolesław Petrażycki
    Dr Aldona Piwko
    Arch. Józef Polak
    Dr hab. Grażyna Ptak
    Dr Jan Rempała
    Dr Anna Sędzińska
    Dr Janusz Sobieszczański
    Dr hab. Maciej Stasiak
    Mgr inż. Agnieszka Stelmaszczyk-Kusz
    Dr Lech Szyndler
    Prof. dr hab. inż. Artur Hugo Świergiel – przewodniczący AKO Warszawa
    Dr inż. Andrzej Tadeusiak
    Dr hab. inż. Krzysztof Weiss
    Prof. dr hab. Janina Wiszniewska
    Prof. dr hab. Wiesław Jan Wysocki
    Mgr inż. Bogdan Zalewski
    Dr hab. Dominik Zamiatała
    Dr Rafał Zapłata
    Dr Oliwia Zegrodzka – Stendel
    Prof. dr hab. Radosław Zendrowski
    Prof. dr hab. Mariusz Ziółkowski
    Prof. dr hab. Jerzy Żyżyński



TU można dodać także swój podpis. Adres e-mail pozostaje tylko do wiadomości AKO Poznań.

Stygmat PRL-u

$
0
0
Z dużym rozbawieniem przyglądam się coraz mocniej rozkręconej kampanii do europarlamentu. Może też z odrobiną smutku. Dlaczego? Otóż dlatego, że zamiast słuchać o konkretnych planach, muszę oglądać wzajemne przepychanki partii i polityków. I coraz bardziej odnoszę wrażenie, że w polityce wcale nie chodzi o to, żeby zrobić coś dla kraju, dla rodaków, ale żeby jak najbardziej skompromitować przeciwnika.

Doszliśmy chyba w tej naszej kulawej demokracji do takiego stanu, że nie ma znaczenia, jaka opcja rządzi, bowiem każda tak naprawdę traktuje Polskę jak poligon doświadczalny. Każda zdaje się testować wytrzymałość ludzi.

Nie od dziś twierdzę, że Polska, jako państwo, praktycznie nie istnieje. Żaden z systemów, które w normalnym kraju stanowią o jego wartości, u nas nie działa. Służba zdrowia (tylko z nazwy służba), wymiar sprawiedliwości (tylko z nazwy sprawiedliwości), energetyka (żart jakiś), gospodarka (hahahaha), komunikacja (hahahaha), administracja (tu to już żyłka powinna pęknąć ze śmiechu) etc., etc. są u nas już tylko symboliczne.

Mam takie wrażenie, że mentalnie nadal tkwimy w PRL, dla którego obywatel był wrogiem. Z kolei obywatele uważali niemal za swój obowiązek osłabiać państwo, które, i słusznie, traktowali jak oprawcę. Uwolnimy się kiedyś od tego?

Tomasz Połeć


ilustracja stąd

Mama i tata, to najlepsze środowisko dla rozwoju dziecka - podpisz list otwarty do autorki elementarza, Marii Lorek

$
0
0
Szanowna Pani,

Piszemy do Pani jako rodzice, obywatele i podatnicy.

Niedługo nasze dzieci, dostaną do swych rąk podręcznik, przygotowywany przez Panią za pieniądze z naszych podatków. Czytając niedawny wywiad z Panią widzimy presję różnych wpływowych środowisk, by w Pani podręczniku dominowała jedyna słuszna dziś perspektywa - perspektywa równości płci. Nie mamy nic przeciwko wyrażonej w Konstytucji RP równości praw kobiet i mężczyzn. Wiemy też, że deklaruje Pani szczególne wyczulenie na tę sferę.

Chcielibyśmy tylko, żeby podczas pracy nad podręcznikiem równą wrażliwość okazała Pani dla art. 18 Konstytucji RP, który mówi - Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej - oraz art. 48 - Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.

Chcielibyśmy, żeby uwzględniła Pani nie tylko indywidualną perspektywę, kobiecą czy męską, ale także perspektywę rodzinną. Rodzin złożonych z Mamy, Taty oraz dzieci. To te rodziny są depozytariuszami wartości znajdujących się na czele listy życiowych priorytetów większości Polaków. To one przenoszą między pokoleniami podstawowe mechanizmy i motywacje sprawiające, że wracamy do swoich domów, przytulamy nasze dzieci, gotujemy, sprzątamy, wspólnie odpoczywamy i robimy tysiące drobnych rzeczy, które składają się na bycie rodziną. To w rodzinach kolejne generacje znajdują oparcie i opiekę. To tu uczymy się postaw kooperacji, odpowiedzialności, empatii i dostrzegania potrzeb innych. To stabilne rodziny, a nie krótkotrwałe relacje partnerskie, są kluczem nie tylko do szczęścia indywidualnego ale również do dobra publicznego.

Silnie lansowana dziś teza, że niesprawiedliwość i zło na świecie biorą swój początek z nierówności płci, utożsamia klasyczną rodzinę z różnymi jej przejawami. W tej optyce pełna równość między ludźmi realizuje się poprzez przezwyciężanie kulturowo i biologicznie przypisanych nam ról płciowych. Ideałem staje się całkowita wymienność ról kobiet i mężczyzn lub nawet likwidacja płci jako przejawu uwikłania osoby ludzkiej i narzędzia patriarchalnej opresji.

Suflowanie równie prostych rozwiązań wszelkich problemów ludzkości miało już niestety swoje miejsce w przeszłości. Jeszcze niedawno realizację ideału powszechnej równości miała zapewnić likwidacja własności. Ideologia ta nie ominęła wtedy elementarzy. Wydanie legendarnego elementarza Mariana Falskiego z 1949 roku to m.in. czytanki o zakładaniu rolniczych spółdzielni produkcyjnych i spotkaniach z radzieckimi pionierami. To wtedy znikają z kart podręczników święta Wielkanocne i pisanki, a Boże Narodzenie staje się wyłącznie zimowym obyczajem Polaków strojących choinki.

Dzisiejsze naciski by Pani elementarz, zawierał treści projektujące nową rzeczywistość są być może bardziej subtelne, ale oparte na podobnym założeniu. Nowocześni i oświeceni wiedzą co jest lepsze dla tradycyjnych i nieoświeconych.

Chcielibyśmy, żeby pamiętała Pani, że miliony dzieci w Polsce wychowują się w klasycznych rodzinach. Nie jest rolą żadnego podręcznika podkopywanie w nich przekonania, że Mama i Tata to było, jest i będzie najlepsze środowisko dla dziecięcego rozwoju.

Chcielibyśmy żeby nie ulegała Pani presji współczesnej poprawności politycznej, upowszechniającej sztucznie brzmiące neologizmy w rodzaju "inżynierek" i "naukowczyń".

Chcemy, żeby szanując nasze przywiązanie do szkoły wolnej od ideologicznych ambicji, stworzyła Pani podręcznik, który zgodnie z Konstytucją nie będzie naruszał naszego prawa do wychowania dzieci według naszych przekonań.

Z wyrazami szacunku


Ojciec Łazarz. Pokonaj swoje demony.

$
0
0
Ojciec Łazarz jest pustelnikiem, żyjącym w Egipcie na Górze Colzim, na której znajduje się grota św. Antoniego. Jest Australijczykiem. Zanim został mnichem pracował na uniwersytecie jako wykładowca literatury i filozofii.
    
Przez czterdzieści lat był ateistą i marksistą. Po śmierci swojej matki porzucił życie w Australii i wyruszył w poszukiwaniu Boga i wolności. Jego podróż doprowadziła go do Egiptu, gdzie został koptyjskim mnichem, pustelnikiem i cenionym kierownikiem duchowym.
    
Obecnie żyje w pustelni św. Antoniego Wielkiego, gdzie kilkanaście wieków temu narodziło się chrześcijańskie życie monastyczne . To właśnie w Egipcie działali Ojcowie Pustyni, mieszkający w odosobnieniu i toczący walkę duchową ze swoimi słabościami, nękającymi ich demonami.
   
 Egipski mnich, opierając się na osobistym doświadczeniu, pokazuje, jak walczyć z własnymi słabościami i tkwiącymi w nas demonami.
   
Książka prezentuje sylwetkę i  duchową drogę o. Łazarza, od ateizmu i marksizmu do bycia mnichem, przebywającym twarzą w twarz z Bogiem. Jego życie ascetyczne, ukierunkowane na Boga, przepełnione modlitwą, pracą i prostotą, stanowi treść tej publikacji.
    
Przypadek o. Łazarza pokazuje, jak bardzo współczesny człowiek potrzebuje odnaleźć kontakt z Bogiem.

Opis i okładka: Wydawnictwo M

Poczucie niebezpieczeństwa

$
0
0
Gruchnęła przed świętami wieść, że córka premiera otrzymuje pogróżki! Donald Tusk osobiście odczytał, podczas konferencji prasowej, treść niektórych sms-ów, jakie otrzymała Katarzyna. No faktycznie, przyjemne nie były!

Jak jednak przeciętny obywatel - jakim jestem - ma zrozumieć, że osoba w państwie najważniejsza i jego rodzina są narażone na takie nieprzyjemności!? Gdzie są służby specjalne, które podobno mamy na najwyższym poziomie? Za co bierze pieniądze BOR, CBA, CBŚ, ABW, policja, itd., itp., które przecież nie powinny dopuścić do takiej sytuacji?

Na dokładkę, do czasu, gdy piszę ten felieton, organy ścigania pojęcia nie mają, kto wysłał te pogróżki. Jeśli więc tak chroniony jest premier, to co z bezpieczeństwem kraju?!

Ale po co zadawać te pytania... Czy w kraju, w którym podczas oficjalnej wizyty agenci nie są w stanie zabezpieczyć prezydenta przed jajcarskim atakiem, a premier żali się mediom, że musi sam dbać o bezpieczeństwo swoje i rodziny, można oczekiwać normalności?

A może należałoby, jak w wojsku, zatrudnić agencję ochrony? Paru emerytowanych milicjantów pewnie lepiej by się sprawdziło!

Tomasz Połeć






Dymek: Rzepka



Ochraniałem Jana Pawła II

$
0
0
Z podpułkownikiem Markiem Roguskim byłym oficerem Biura Ochrony Rządu, dowódcą ochrony osobistej i wsparcia taktycznego „Operacji Perła”, czyli zabezpieczenia najdłuższej wizyty Jana Pawła II w ojczyźnie w 1999 roku rozmawiają Zbigniew Heliński i Jarosław Dudziński

W jakich okolicznościach po raz pierwszy zetknął się Pan z Janem Pawłem II?

Ochraniałem kilka wizyt Ojca Świętego. Jeśli dobrze pamiętam podczas pierwszej byłem odpowiedzialny za odcinek w Krakowie, między innymi za wizytę w jego starym domu. Zaimponował mi wtedy osobowością i ponadprzeciętną pamięcią. Pamiętał twarze ludzi, ich imiona. Mógł o każdym coś powiedzieć. Wspominał. Potem zetknąłem się z tym fenomenem jeszcze wielokrotnie. Papież kojarzył tysiące twarzy, nazwiska, związki rodzinne, fakty, sytuacje. Ludzie dosłownie, że tak powiem, wymiękali. Nie spodziewali się tego.

 Co Panu osobiście dał kontakt z naszym nowym świętym?

Byłem obojętny wobec wiary. To Ojciec Święty obudził ją we mnie. Nie zabiegał o to. Przemiana dokonała się w ciągu kilku lat, spokojnie. Ochraniałem wiele osobistości, w tym byłego prezydenta Lecha Wałęsę, ale największym zaszczytem, jakiego dostąpiłem podczas służby w Biurze Ochrony Rządu było dowodzenie ochroną osobistą Jana Pawła II.

 Jan Paweł II był trudny do pilnowania?

 To były ogromne operacje logistyczne, jednak on sam, jako człowiek absolutnie stosował się do naszych uwag i szanował naszą pracę. Żartowaliśmy, że w Polsce największym dla niego zagrożeniem była miłość rodaków. Widząc tłumy wiernych odnosiłem wrażenie, że gdyby nie nasze zabezpieczenie to rozszarpaliby go z miłości.

 Podczas samej pielgrzymki nie spał Pan chyba zbyt wiele?

 Nie brakowało mi snu, ale chyba dlatego, że buzowała adrenalina. Maksymalnie się zmobilizowałem. Chcieli panowie usłyszeć prywatną anegdotę, proszę bardzo. Pilnowaliśmy kiedyś papieża podczas jego pobytu w klasztorze w Wigrach. Bezpośrednia ochrona sprowadzała się do zabezpieczania przed drzwiami i pod oknem w jego pokoju. Było spokojnie bo pozostałe służby zabezpieczały teren wokół. Papież dużo czytał. Cały czas zresztą czytał, ale wtedy mieliśmy okazję porozmawiać. Pochodzę ze Żbikowa a Ojciec Święty pamiętał, że pracował tam ksiądz Jan Twardowski. Mój ojciec znał go osobiście i często mi o nim opowiadał. Na drugi dzień Jan Paweł II chciał coś ode mnie i zaczął pytać o... Marka ze Żbikowa. Trochę trwało zanim domyślili się, że to ja. Myśleli, że to może jakiś zakonnik. Marek ze Żbikowa od tamtego czasu do mnie przylgnął. Podpisuję tak swoje obrazy. Przypomniała mi się jeszcze jedna scena związana z Janem Pawłem II. Bardzo wzruszająca, ciepła, życzliwa i rodzinna. W Krakowie, w domu proboszcza Kościoła Mariackiego papież spotkał się z najbliższymi przyjaciółmi. Na spotkanie przybył też schorowany ksiądz Józef Tischner. Już wtedy nie chodził i prawie nie mówił. Na wózek inwalidzki, na którym siedział nakleił tabliczkę z napisem "tischnermobile". Papież miał swoje papamobile,  a on "tischnermobile". Bardzo to wszystkich rozśmieszyło i wzruszyło. Wycisnęło sporo łez, ale i pokazało ogromny dystans, jaki miał do siebie ksiądz Tischner. Takie to były chwile. Będę je wspominał już do końca życia.

 Chwile spędzone z Janem Pawłem II uwiecznia Pan na obrazach.

 Już w szkole szkicowałem tuszem, rysowałem karykatury. Na emeryturze wróciłem do malowania. Jestem instruktorem jeździectwa, częstym tematem moich prac są konie, szarże kawaleryjskie. Są też podobizny Jana Pawła II. Obrazy wykonane ze zdjęć, na których widać i mnie i jego. Często myśląc o papieżu szkicuję również jego portrety.

Ma Pan jakąś pamiątkę po wizytach papieża?

 Różaniec, krzyż i skromny, aluminiowy znaczek. Ten ostatni dostałem dość przypadkowo od biskupa Jana Chrapka, który organizował wizytę Jana Pawła II ze strony Watykanu. Do dzisiaj jest wpięty w mój mundur.

 Po pielgrzymce w 1998 roku mówiło się, że papież lubił prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego bo wyróżnił go zapraszając do papamobile. Jak to wyglądało? To naprawdę wyróżnienie, a może zaplanowany, polityczny ruch?

 Nie było w tym żadnej polityki. Prosty gest ze strony Ojca Świętego. Jechał swoim papamobile już po płycie lotniska. Akurat blisko przechodzącej pary prezydenckiej, która zaczęła do niego machać. Mieli jeszcze trochę do przejścia dlatego Jan Paweł II Zareagował. Zupełnie spontanicznie i po ludzku. Żeby nie musieli iść poprosił abym ich zawołał. Kazał zatrzymać auto i zaprosił Kwaśniewskich do samochodu. To politycy dorobili do tego ideologię. Nie jest jednak tajemnicą, że Jolanta Kwaśniewska jest osobą głęboko wierzącą i wielokrotnie to okazywała, również podczas tamtej wizyty.

 Pojawiają się kontrowersje w związku z wyniesieniem na ołtarze Jana Pawła II, czy dla Pana jest święty?

Dla mnie był święty już wtedy, kiedy go ochraniałem. Nikt, kto poznał go bliżej nie miał co do tego wątpliwości.

Pana zdjęcia, obrazki tuszem z podobizną Jana Pawła II można zobaczyć na wystawie, która otwarta została 25 kwietnia w Puszczy Mariańskiej.

 Serdecznie wszystkich na nią zapraszam do galerii grupy "U Nas" przy ulicy Stanisława Papczyńskiego 2. Wystawa będzie czynna przynajmniej miesiąc. Ludzie przynieśli na nią swoje rzeźby, grafiki, obrazy, zdjęcia. Wszystkie prace są wystawione. Jest sporo ciekawych eksponatów, bardzo prywatnych. Na przykład kawałek szaty papieskiej, kielich z Watykanu podarowany w 2004 roku, mój różaniec, który dostałem od Jana Pawła II, krzyż z wizerunkiem papieża, który podarował mi na koniec pielgrzymki w 1999 roku.



Putinada i błogostan

$
0
0
Na Ukrainie trwa już praktycznie regularna wojna, Rosjanie, niestety zachowują się tak, ja Niemcy w 1939 roku. Prowokacje, metoda faktów dokonanych. Dziś świat martwi się, czy Rosja zaatakuje swego sąsiada, zapominając już, że Rosja zabrała Krym i ma w nosie wszelkiej maści potępienia i groźby sankcji!

Tymczasem w Polsce błogostan. Rządzący zastanawiają się, czy wypada odwołać rok Rosji w Polsce w 2015 r. Bo przecież należy oddzielić kulturę narodu rosyjskiego od zbrodniczych instynktów jego przywódcy. Czyżby? Przecież w Rosji, aby zaistnieć w jakiejkolwiek dziedzinie, trzeba mieć błogosławieństwo Putina! Tak więc byłby to rok Putina w Polsce!

Nikt też nawet słowem nie wspomina, że należy natychmiast zamknąć tzw. mały ruch graniczny z obwodem kaliningradzkim, aby odciąć możliwości penetracji naszego kraju przez wszelkiej maści szpiegów i prowokatorów.

Rosjanie bez pardonu porwali obserwatorów OBWE, wśród nich Polaka. Szef naszego BBN, gen. Koziej (stara, moskiewska szkoła) potępił takie zachowanie. No, bardzo dziękuję w imieniu porwanego. Rosjanie już się tak wystraszyli, że pewnie oddadzą i obserwatorów, i Krym!

Tomasz Połeć

Dymek: Rzepka


10 lat zmywaków

$
0
0
Czas mija nieubłaganie i termin wyborów do europarlamentu coraz bliższy. Partie prześcigają się w wykazywaniu swojej europejskości, aby zachęcić wyborców do głosowania na swoich kandydatów. 

Gdyby wierzyć spotom wyborczym i klipom promującym Unię Europejską, wyszło by na to, że jesteśmy krajem ludzi szczęśliwych, w którym wszyscy mają dobrą pracę i jasne perspektywy na przyszłość. Czy tak jest? 

 Obserwując reklamy w różnych mediach łatwo zauważyć, że najwięcej dotyczy instytucji oferujących szybkie pożyczki, a także kredytów w bankach. O czym to świadczy? A o tym, że najlepiej sprzedaje się towar zwany kredytem, czyli społeczeństwo nie ma pieniędzy na swoje podstawowe potrzeby. Nie dość, że dług publiczny osiąga astronomiczną wielkość, to na dokładkę każdy Polak notorycznie zaciąga prywatny dług! 

 10 lat w Unii z pewnością części elit przyniosło ogromne korzyści. Dla przeciętnego Polaka stworzyło też szansę na szukanie godziwej pracy w krajach europejskich. Czy tak jednak ma wyglądać Polska za następne 10 lat? Czy rozwój Polski ma się opierać na euro zarabianych na zmywakach w Londynie czy Amsterdamie?

 Tomasz Połeć
fot. screenshot, You Tube

 




 
Viewing all 408 articles
Browse latest View live